piątek, 22 marca 2013

XXXIV Obliviate



Zanim Ginny zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Ron zbiegał już po schodach z prędkością Błyskawicy. Wcale nie zaskoczyło go to co zobaczył przez okno, domyślał się, że Snape nie mógł tak łatwo zostawić Hermiony. Przynajmniej on by tak nie zrobił, nikt, kto miał trochę oleju w głowie by tak nie zrobił, a Snape do głupich nie należał. Schody wydawały się w tej chwili Ronowi bardzo długie, tak jakby co krok wyrastał kolejny stopień. Zastanawiał się, czy powinien zawołać członków Zakonu, czy tylko Harrego Pottera. Wiedział, że sam na pewno nie da sobie rady ze schwytaniem, czy tez zabiciem przeciwnika, nawet gdyby miał Ginny po swojej stronie. Parę minut temu słyszał jak jego siostra woła swoją przyjaciółkę, na pewno nie odmówiłaby mu pomocy, ale był jeszcze jeden problem. Mimo, że Ginny była bardzo, jak na swój wiek, utalentowaną czarownicą to nijak nie można było porównywać jej umiejętności do umiejętności Hermiony, która na pewno broniłaby ukochanego całą swoją magiczną mocą. Umiejętności magicznych Rona i Severusa nie powinno było się nawet porównywać. Schody w końcu się skończyły i Ron wypadł na podwórze potykając się raz po raz o własne nogi. Słyszał Ginny na schodach, czyli widziała to samo co on, czyli pomoże. Biegł już w trzcinie z wyciągniętą przed siebie różdżką. Widział ich, całowali się.
- Niech cię szlag Snape! – krzyknął na powitanie i wszystko wydarzyło się błyskawicznie
- Ron, nie! – krzyknęła Ginny wyciągając przed siebie własną różdżkę
Severus i Hermina odkleili się od siebie na moment, spojrzeli w stronę Rona po czym znowu na siebie
- Kocham cię.
- I ja ciebie. Pojutrze.
- Obliviate.
W stronę Rona poleciał snop światła. W następnej chwili w trzcinie stali tylko Hermiona, Ginny i Ron. Wszyscy z wyciągniętymi różdżkami i tylko Ron nie wiedział dlaczego i po co.
- Wszystko w porządku Hermiono?- Spytała dziwnym głosem Ginny
- Taaak- przeciągnęła słowo Hermiona
- Co się stało? – Ron wyglądał jakby dopiero się obudził, chlapał oczami i spoglądał na dziewczyny nieprzytomnym wzrokiem.
- Wydawało mi się, że kogoś widziałam i chyba krzyknęłam
- I ja ją usłyszałam, bo byłam na zewnątrz…
- I ja też przybiegłem na pomoc – uśmiechnął się Ron głupkowato – tylko , że nic nie pamiętam…
- Tak Ron, przybiegłeś mi na pomoc i nie bałeś się nawet przez chwilę, przecież to mogli być Śmierciożercy, jesteś prawdziwym bohaterem.
Po tych słowach Ron zaczerwienił się nieco i spuchł z dumy. Nie martwiło go już dlaczego nie pamięta wołania Hermiony, ani tego jak znalazł się za domem. Hermiona powiedziała, że jest bohaterem, na pewno miała na myśli, że jest jej bohaterem. Kiedy Ron napawał się swoja nobilitacją Hermiona dyskretnie zlizywała z ust smak Severusa.
*****
- Ginny nie drzyj się tak, bo zaraz będzie tu cały Zakon! – Hermiona próbowała bezskutecznie uspokoić przyjaciółkę
- Dziewczyno to jest mój brat i właśnie Snape rzucił na niego Obliviate, nie mogę być spokojna, wiesz jak działa to zaklęcie!
- Severus jest mistrzem! – odkrzyknęła urażona Hermiona
- Tak ale eliksirów!- odgryzła się ruda
- Nie tylko – wysyczała wściekła Hermiona
- Nie wątpię, że dogadza ci w łóżku, ale mistrzem zaklęć nie jest. Ron teraz śpi, kto wie co mu jest?!
- Ja wiem! Jest leniwy, bo zjadł na obiad więcej niż połowa Zakonu i zejdź wreszcie z Severusa!
- Ja mam z niego zejść?! – zjeżyła się Ginny – może ty wreszcie z niego zejdziesz, zanim uszkodzi resztę mojej rodziny. Najpierw Sectumsempra, a teraz Obliviate. Co będzie potem!?
- Co będzie potem? – spytał Ron stając w drzwiach pokoju dziewczyn – Rozmawiacie o weselu?
- Muszę coś załatwić z Harrym – mruknęła Hermiona i prześlizgnęła się drzwiach obok Rona tak, żeby nie dotknąć go nawet milimetrem swojego ubrania.
Znalazła Harrego w ogrodzie. Nie robił nic szczególnego, ot bawił się bezmyślnie zniczem i planował resztę wieczoru.
- Musimy najpierw udać się do domu Syriusza, to znaczy do twojego domu – zaczęła ostrożnie
- Wiem – odpowiedział spokojnie Harry i dalej bawił się zniczem – zrobimy to jutro, najdalej pojutrze.
Hermiona posłała mu pytające spojrzenie.
- Myślę, że tam będziemy bezpieczni, przez jakiś czas, krótki czas. O ile jeszcze nie było tam Snapea i innych Śmierciożerców.
- Nie – odpowiedziała mu zanim zdążyła ugryźć się w język.
Gwałtownie odwrócił głowę w jej kierunku i utkwił w niej swoje przenikliwe spojrzenie.
- Wiesz o tym, prawda? Wiesz o wszystkim co się z nim dzieje.
- Nie prawda! Nie mam pojęcia, przysięgam! Wydaje mi się, że bałby się, bo Dumbledor, on na pewno zabezpieczył jakoś Grimmauld Place…
- Nie przysięgaj jeśli kłamiesz – Harry wstał i odwrócił się do niej plecami – Snape nie jest tchórzem, zrozumiałem to podczas bitwy powietrznej. Wiem, że nie czuje się dobrze na miotle, a mimo to brał udział w bitwie i radził sobie doskonale. On się nie boi Hermino i ty o tym wiesz. Nie można go porównać do Kingsleya czy Moodiego albo nawet Lupina, ale nie jest tchórzem.
Teraz Hermiona usiadła na trawie i spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Westchnęła i położyła się z jedną ręka pod głową.
- Wiesz czy Snapea nie było w moim domu? Czy tylko domyślasz się tego? – Harry wciąż drążył temat
- Nie mam pojęcia – usłyszał w odpowiedzi
- Bo chyba nie chcesz mi wmówić, że nie masz pojęcia co się dzieje ze Snapem. Mam oczy i widzę, mam uszy i słyszę. Dziś tez miałem oczy i uszy i otwarte okno. Mam tylko nadzieję, że Snape naprawdę umie rzucać Obliviate.
- Lepiej chodźmy spać – Hermiona chciała już się podnieść kiedy Harry przyklęknął i nachylił się nad nią.
- Chcesz mi powiedzieć coś w sekrecie? Tak żeby nikt nie słyszał? – zaciekawiła się Hermiona zachowaniem przyjaciela
Harry pochylił się nad nią jeszcze bardziej. Jego włosy dotykały jej twarzy, spojrzał jej w oczy. Było to pełne troski smutne spojrzenie najlepszego przyjaciela.
- Chcę ci powiedzieć, że jednak ja bardziej kocham Ginny niż Snape kocha ciebie. Kocham ją tak bardzo, że umiem ją zostawić by jej nie narażać, a Snape naraził cię dziś na wielkie niebezpieczeństwo aportując się tak blisko Nory.
- Harry, ja go tu wezwałam, ja do niego napisałam – odgarnęła mu za uszy pasmo włosów, które załaskotało ją po twarzy.
- To niema znaczenia. Jesteś dla mnie jak siostra, nie chce żeby cos złego ci się stało i biorę cię na poszukiwania Horkrusów tylko dlatego, że bez ciebie byłoby to niewykonalne.
- Więc jednak zdecydowałeś się na sto procent? – uśmiechnęła się Hermiona
Harry oparł się czołem o jej czoło – ja tez będę bardzo tęsknił za kimś kogo kocham i jestem zmuszony zostawić.
- Severus wie co robi – wyszeptała zatroskana Hermiona
- A ja mam nadzieje, że ty wiesz co robisz – Harry pocałował ja w nos, wstał i poszedł w stronę Nory.
Kiedy byli na schodach tuz przy pokoju Harrego i Rona Harry odwrócił się i szepnął
- Szkoda, że dzielę sypialnię z Ronem- zaczął – na zewnątrz może być już niebezpiecznie a nie mamy gdzie dokończyć tego co zaczęliśmy
- Tak, racja – odparła Hermiona
- W przeciwnym wypadku zostałabyś ze mną?
- Do samego rana, przecież nie wiadomo ile jeszcze zostało nam czasu. – głos jej się załamał – smutno mi i tęsknota odbiera mi już rozum, nie umiem tak żyć.
- Ani ja, ani ja, mogę cię przytulić?
- Oh Harry – Hermiona zapłakała cichutko i objęła go za szyję – nie wiem kiedy będziemy mogli być razem
- Ja też, ale na Grimmauld Place powinniśmy mieć czas żeby pobyć trochę sami.
- Tak, idźmy już, każde do siebie. Ginny znów może zacząć coś podejrzewać, wystarczy mi już jedna jej dzisiejsza awantura.
- Tak – zaśmiał się Harry, ale powiedz, czy nie miała powodu?
- Oj, o jeden pocałunek – Hermiona zrobiła niewinną minkę
- O Obliviate – poprawił ją Harry
Dziewczyna przewróciła oczami i w lepszym już humorze udała się do pokoju dziewczyn. Kiedy Harry wszedł do pokoju, który dzielił z Ronem zobaczył zwykły, codzienny obrazek. Ron spał, czegóż miałby się więcej spodziewać?
Harry nie spodziewał się, że Ron koniecznie chciał z nim porozmawiać jeszcze dziś, jeszcze przed snem. W tym celu zszedł na sam dół i chciał poszukać go w ogrodzie, wiedział, że jego przyjaciel lubił tam przesiadywać, zwłaszcza kiedy było już ciemno. Ron widział Harrego i Hermionę, leżących na trawie, razem. Widział jak Harry pochylał się nad nią, jak ona odgarniała mu włosy. Ron odszedł zły, przygotował uszy dalekiego zasięgu i zaczaił się na nich w sypialni. Nie wiedział o czym naprawdę rozmawiali. Hermiona chciała zostać z Harrym aż do rana, gdyby nie dzielił z nim pokoju, chciała dokończyć to, co zaczęli w ogrodzie. Mówiła, że tęskni tak bardzo, że traci już rozum, Potter tez nie umiał tak żyć. Pytała kiedy będą razem, on mówił, że niedługo w domu Syriusza. Potem była mowa o dzisiejszym pocałunku, który widziała Ginny i o awanturze, a w końcu o Obliviate. Ron już widział co się stało w trzcinach, wiedział dlaczego tak dziwnie się czuł i nic nie pamiętał. Ronowi wydawało się , że widział już wszystko, ale tak naprawdę we wszystkim się mylił. Nie mógł usłyszeć rozmowy przyjaciół w ogrodzie. Nie wiedział, że Hermiona chciała zostać z Harrym aż do rana po to żeby porozmawiać o Horkruksach, Ginny i Severusie. Mówiąc o tęsknocie miała na myśli Severusa, mówiąc o pocałunku też. Ron nie miał pojęcia kto rzucił na niego Obliviate, ale nie podejrzewał, że był to Severus Snape. O nic go już nie podejrzewał. Wiedział, że jego rywalem jest teraz sam Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył, Wybraniec. Jeśli konkurowanie ze Snapem nie było łatwe, to konkurowanie z Harrym było nie możliwie, nie miał szans wygrać z żywą legendą. Bardzo nie chciał iść z nimi na poszukiwania Horkrusów, jednak musiał ich pilnować, pilnować Hermiony. Nie mógł też zdradzić, że wie o wszystkim. Nie dziwił się jej. Snape był starszy, brzydki, gburowaty, ale Harry był idealny. Dlaczego miałaby zamienić takiego czarodzieja jakim był Snape właśnie na niego, beznadziejnego Rona Wesleya?