piątek, 23 października 2015

43 "Będę walczył, będę kochał, będę się o ciebie bił"



            Był późny wieczór. Severus siedział w swoim gabinecie i patrzył w pustą przestrzeń przed siebie. Powinien był się położyć, ale odkąd posmakował wspólnych wieczorów, nocy i poranków z Hermioną nie lubił już chodzić spać samotnie. Miał właśnie posłać skrzata po butelkę Ognistej Whisky kiedy przez ścianę wleciała przezroczysta fretka i piskliwym głosem Malfoya oznajmiła:
- Potter, Wesley i Granger są u nas w piwnicy. Greybak i jego banda schwytali ich dziś po południu. Bellatrix zamierza wezwać Czarnego Pana jak tylko skończy torturować Granger. Myślałem, że chciałbyś o tym wiedzieć, ale nie mów, że wiesz o tym ode mnie. Granger została po wszystkim obiecana Greybackowi.
Severus stał na środku gabinetu kompletnie blady, mimo że zrobiło mu się bardzo gorąco. Draco nie kłamał, tego był niemal pewien. Jednak żeby upewnić się do końca postanowił wysłać do portretu w torebce Hermiony Nigellusa Blacka. Były dyrektor Hogwartu wrócił po kilku minutach, nieznośnie długich minutach.
- Dyrektorze Snape – zaczął
- Przejdź do rzeczy Black – przerwał mu ostro
-Było kompletnie ciemno, nawet nie próbowałem jej wołać, bo w tym hałasie i tak by mnie nie usłyszała. Słyszałem tylko potworny krzyk, dwa głosy.
- Do kogo należały?
- Jeden najprawdopodobniej do Bellatrix, słyszałem kiedyś jej Crucio i wierzę, że się nie mylę. Drugi to najprawdopodobniej głos Hermiony Granger – powiedział ciszej
- Jak to najprawdopodobniej? Nie jesteś pewien? – wzburzył się Snape jeszcze bardziej – przecież dobrze znasz jej głos!
- Tak, ale ten głos był już bardzo mocno zachrypnięty, podejrzewam, że Bellatrix torturuje ją już od wielu godzin. W takim tempie dziewczyna może niedługo w ogóle stracić głos.
- Dumbledore – Severus zwrócił się teraz do portretu, który wisiał na samym końcu rzędu
- Trzeba ratować Harrego Pottera Severusie – widząc jego zszokowane spojrzenie dodał zaraz – obiecałeś.
- A co z resztą?! Co z Hermioną!? – oczy Snapea ciskały gromy w stronę starego czarodzieja – chcesz ich poświęcić?!
- Reszty nie przysięgałeś chronić Severusie, musimy odbić Harrego Pottera. Zawołaj Zgredka- polecił spokojnie Dumbledore
- Albusie! Jak możesz?!
- Nie Severusie, nie poświecę tylu lat pracy, żebyś mógł uratować swoją narzeczoną, mimo że jest to panna Granger, która znam osobiście. Rób co każę – w tym momencie Dumbledore nie przypominał już dobrotliwego poczciwego staruszka
Snape zawołał Zgrednka, który zjawił się natychmiast. Łypnął swoimi wielkimi ślepiami to na Dumbledora to na Snapea, a zanim ten drugi coś powiedział Dumbledore już wydawał mu polecenia.
- Masz się natychmiast aportować w piwnicach Malfoy Mannor i zabrać stamtąd Harrego Pottera i wszystkie osoby, które z nim są w tej piwnicy, przynajmniej tyle ile zdołasz...
- Znajdź też Hermionę Granger, jest gdzieś wyżej, przy Bellatrix... – Severus próbował ratować ukochaną
- Nie! – przerwał mu stanowczo Dumbledore – wolno ci się tam aportować tylko raz, priorytetem jest Harry Potter, resztę możesz uratować tylko przy okazji, nie wolno ci zostawić Harrego, zrozumiałeś?
Zgredek ze strachu trząsł się cały, ale wizja Harrego Pottera w niebezpieczeństwie dodawała mu odwagi.
- Zgredek uratuje Harrego Pottera i tylu jego przyjaciół ilu zdoła.
Kiedy Zgredek deportował się z trzaskiem, w gabinecie Snapea eksplodowały wszystkie szklane przedmioty. Severus Snape próbując dotrzeć do swojego fotela zatoczył się i zatrzymał na ścianie.
- Nie mogę oddychać – wychrypiał
- Severusie, dobrze wiemy, że dla wyższego dobra musimy czasem poświęcić to, co dla nas najcenniejsze – na Dumbledorze nic nie robiło wrażenia – to Harry Potter ma przeżyć i wiedziałeś o tym od dawna.
- Gdybym mógł z przyjemnością zabiłbym cię jeszcze raz – łzy wściekłości szkliły się w oczach Snapea kiedy patrzył na spokojne oblicze Albusa Dumbledora – nie myśl, że będę tu czekał na wiadomości o jej śmierci.
- Co zamierzasz? – tym razem w głosie Dumbledora również zaczaił się strach
- Jak tylko Zgredek wróci i poinformuje o odbiciu Pottera deportuje się do Malfoy Mannor i zrobię wszystko co w mojej mocy by ją uratować.
- Zdekonspirujesz się!
- Nie obchodzi mnie to, nie dbam o to, to twoja wojna Dumbledore!
- Ale Twoja też – odparł mu starzec
- Ale jej nie, prawda? To nie jest jej wojna.
- Nie musiała wyruszać razem z Potterem, sama dokonała wyboru.
- Wyboru? Albusie, dałeś kiedyś komuś jakikolwiek wybór?
- Daj znać jak wróci Zgredek, przejdę się.
Po chwili Dumbledorea nie było już w ramach. Nie minęło dziesięć minut jak w swoich ramach na powrót pojawił się Nigellus Black. Snape zerwał się z fotela i utkwił w nim spojrzenie pełne obłąkanej nadziei.
- Jej wrzaski zostały przerwane przez jakiś hałas, były to chyba odgłosy walki, słyszałem głos Pottera i jeszcze inne głosy. Potem ktoś krzyknął „uciekają”. Na koniec obłąkańczy śmiech Bellatrix, cieszyła się, że kogoś zabiła, że ktoś nie żyje. Nie słychać już nic więcej, przykro mi dyrektorze.
Była piąta nad ranem. Severus Snape patrzył przez okno i przypominał sobie różne momenty z ich wspólnego życia kiedy przyszło mu do głowy coś tak bardzo przecież oczywistego.
- Na Merlina! Jak mogłem o tym zapomniec! – w jednej chwili chwycił swoją różdżkę i mruknął reparo w kierunku roztrzaskanego kryształowego globusa księżyca, który w jednej chwili wrócił na swoje miejsce w stanie tak nienaruszonym jakby nigdy nie został roztrzaskany.
- Nigellusie – wychrypiał w kierunku portretu – bardzo cię proszę, jeszcze raz przejdź się do portretu w jej torebce, ona żyje, jestem pewien na sto procent, że ona żyje.
To było kolejne kilka najdłuższych minut w jego życiu, kiedy Black wrócił Severus prawie wszedł do jego portretu.
- Żyje, jest chora, wycieńczona torturami Bellatrix, ale żyje i wyzdrowieje, rozmawiałem przez chwile z Potterem.
- Jak to się stało, ze została uratowana? Była w piwnicy?
- Nie. Zgredek deportował się do piwnicy i chciał ich zabrać ze sobą, ale ani Potter ani Wesley nie zgodzili się jej zostawić. Hałas zwabił tam Glizdogona i to on pomógł im wydostać się z piwnicy, niestety zapłacił za to życiem, udusiła go jego własna żelazna ręka. Bella nie spodziewała się towarzystwa, była zajęta torturowaniem tej dziewczyny, wszystko potoczyło się błyskawicznie
- Kto zginął ?– przerwał mu Snape
- Zgredek, zabiła go nożem, zdążył jeszcze deportować wszystkich w bezpieczne miejsce i zaraz potem umarł. Ta dziewczyna, prosiła Pottera by mi przekazał, żeby nic ci nie mówić. Nie chciała cię martwić, była pewna, że o niczym nie wiesz.
Nagle Severus Snape poczuł się bardzo senny. Kiedy miał już skierować się ku prywatnym kwaterom jego uszy podrażnił glos Dumbledora
- Widzisz Severusie, Harry Potter nigdy nie zostawiłby swoich przyjaciół i tak też stało się tym razem.
- Wiedziałeś, że tak będzie prawda ? – cała senność go opuściła- wiedziałeś, że będzie próbował ją ratować...
- Wiedziałem, że jeśli trzeba odda za nią życie, podobnie jak za nas wszystkich.
- Nienawidzę cię, pozwoliłeś bym przez kilka godzin uważał, że jest martwa, bym przez kilka cholernie długich godzin przeżywał jej śmierć. Niech cię szlag Albusie. Rzucił Sillentio na obraz Albusa Dumbledora i zniknął w swoich prywatnych kwaterach.


czwartek, 17 września 2015

42 Powrót Rona



Nie spodziewałam się, że mam jeszcze starych czytelników i nie spodziewałam się, że będę miała nowych!!! Dziękuje:)


Kiedy weszła do namiotu od razu skierowała się ku swojej pryczy, chociaż wiedziała, ze i tak nie zaśnie. W głowie kołatała jej się tylko jedna myśl, że to wszystko było częścią jakiegoś większego planu – śmierć Dumbledora. Czyżby sam Albus Dumbledore oddał życie dla wyższego dobra? Czyżby Severus zabił go tylko po to by ostatecznie zająć drugie miejsce w świecie Śmierciożerców, zaraz po Voldemorcie? Nigdy go o to nie pytała, a on nigdy nie zaczynał o tym mówić, a musiał domyślać się, że ona już wie. Dumbledore z portretu rozmawiał i zachowywał się tak, jakby nic się nie stało, jakby to nie Severus był jego zabójcą.
- Z jakiegoś powodu niczego mi nie powiedziałeś – mruczała pod nosem Hermiona wyciągając z torebki pierścionek zaręczynowy – a teraz pewnie uważasz, że nie warto o tym mówić skoro wszystkiego się domyśliłam, typowe.
Włożyła sobie pierścionek na palec i obserwowała jak w szmaragdzie załamuje się światło. Lubiła tak robić kiedy nie mogła spać i wiedziała, że nikt nie patrzy. Zaręczyny, nigdy nie przyszło jej do głowy, że będzie zaręczona z Mistrzem Eliksirów. Nie mieli czasu by porozmawiać o ślubie, wiadome było tylko to, że odbędzie się zaraz po wojnie. Wojna miała skończyć się wtedy, kiedy zostaną odnalezione i zniszczone wszystkie horkruksy. Dziennik został zniszczony już dawno, pierścień zniszczył Dumbledore. Medalion Slytherina czekał na miecz Gryffindora i nie wiadomo był jak długo jeszcze czekał będzie. Węża trzeba było zabić na końcu, był za blisko Voldemorta. Zostało coś co należało do Hafelpuff i do Ravenclaw. Czyli trzeba było zniszczyć jeszcze cztery horkruxy w tym dwa nie wiadomo jakie, które znajdowały się nie wiadomo gdzie. Gdyby tak udało im się co miesiąc znajdować horkruksa i go niszczyć to w maju wojna mogłaby się już skończyć, w maju mógłby być ślub. Hermiona uśmiechnęła się do tej myśli.
Musiała szybko zdjąć pierścionek z palca i wrzucić go do torebki, bo usłyszała dwa zbliżające się głosy i oto jej oczom ukazał się...
- Hermiono! Zobacz kogo przyprowadziłem ze sobą – Ron wychylił się nieśmiało zza pleców Harrego.
- Cześć...
Hermiona wpadła we wściekłość i gdyby nie Harry Ron może znowu wymiotowałby ślimakami do metalowej miednicy, jednak kiedy Hermiona dowiedziała się, że oto właśnie jeden z horkruksów został zniszczony i właśnie Ron tego dokonał cała złość wyparowała. Rzuciła się Ronowi na szyję i wyszeptała – trzy miesiące.
- Co? Trzy miesiące?
- Ohh Ron, trzy horkroksy miałam na myśli, trzy horkruksy. Jeszcze tylko musimy odnaleźć dwa horkruksy i zabić węża i...
- I ja musze zabić...
- Nie kończ! – Zawołali oboje z Ronem
-... Sami Wiecie Kogo – dokończył Harry
- I po jego śmierci wszyscy Śmierciożercy zostaną schwytani, osadzeni w Azkabanie i wycałowani przez Dementorów – ucieszył się Ron
Hermiona wciągnęła ze świstem powietrze, a gdy uświadomiła sobie jak mogło to wyglądać spojrzała w bok.
- O co chodzi? Coś usłyszałaś? – Ron spojrzał na nią zaniepokojony
- Nie, nie coś mi się tylko zdawało – starała sie wyplątać – ale powiedzcie jak udało się Ronowi zniszczyć horkruxa?
Opowieściom nie było końca. Hermiona sama musiała przyznać, że Ron wykazał się niespotykanym męstwem skoro miecz go wybrał, ale zagadką pozostawała srebrna łania.
- Podejrzewam, że łania musiała być patronusem mojej mamy, skoro patronusem mojego ojca jest jeleń – zaczał Harry
- Niekoniecznie – odparł Ron – moim patronusem jest pies, a patronusem Hermiony wydra, nie mają ze sobą nic wspólnego.
- Ale ja, Ron, nie jestem twoją żoną – zaczęła, jednak Harry okazał się szybszy
- Ale twoim patronusem jest pies, który specjalizuje się w polowaniu na wydry, taka specjalna rasa Ron, nie wiedziałeś?
Ron zrobił się cały czerwony, a Hermiona udała, że niczego nie usłyszała.
- Jesteście cali mokrzy! Szybko! Rozbierajcie się i zakładajcie suche ciuchy. Harry – sięgnęła do torebki i podała mu suche spodnie i bluzę – Ron.
Ron miał kłopot ze zdjęciem swetra i koszulki, które przykleiły mu się do ciała. Ramię, które rozszczepiło się podczas ucieczki z Ministerstwa Magii nie było jeszcze w pełni sprawne.
- Oh Ron, ja się tym zajmę – Hermiona podeszła do niego i zaczęła pomagać mu się rozebrać.
Ostrożnie zdjęła mu sweter przez głowę. Koszulka była przyklejona do mokrego ciała, podniosła ja od dołu odsłaniając jego brzuch i klatkę piersiową. Ron nie spuszczał z niej wzroku. Dziewczyna ostrożnie uwolniła jego jedno ramię, przeciągnęła koszulkę przez głowę i zajęła się chorym ramieniem. Koszulka opadła na podłogę.
Teraz albo nigdy pomyślał Ron. Spojrzał na nią głodnym wzrokiem a ona uchwyciła to spojrzenie i bez zastanowienia uniosła obie ręce do góry w geście poddania się i stało się. Jego ręce obejmowały ja w talii, jego usta dotykały jej ust a jej dłonie dotykały jego mokrej skóry na klatce piersiowej. Zanim zdążyła się zorientować co się dzieje całowali się już namiętnie. Nigdy by nie pomyślała, że Ron potrafi tak całować, z taką pasją, z taka dzikością, pożądaniem. Należy ci się to, po zniszczeniu horkruxa, odnalezieniu miecza, uratowaniu Harrego i przybliżeniu mnie i Severusa do naszego ślubu o cały miesiąc. Severus nigdy się nie dowie, poza tym, dla mnie to nic nie znaczy. W następnej chwili Ron przestał ją całować i przytulił ją mocno do siebie.
- Kocham cię Hermiono – wyszeptał w jej włosy
- Ron...
- Nie zaczynaj, nic nie mów – położył jej palec na ustach
- Dziękuję ci Ron
- Dla takiej podzięki jeszcze raz wskoczyłbym do tego zamarzniętego stawu – uśmiechnął się a ona odwzajemniła uśmiech – wiem, że to niczego między nami nie zmienia.
- Niczego – przytaknęła
- Ale muszę cię o coś prosić, chcę cię o coś prosić – zaczął i wyjął z kieszeni spodni złoty pierścionek z rubinem.
- Ron! – Hermiona zbladła – wiesz, że jestem już z kimś zaręczona...
- Więc nie przyjmuj go teraz, ale obiecaj mi, że w razie gdyby Snape nie przeżył wojny zostaniesz moją żoną- położył jej ponownie palec na ustach kiedy chciała coś powiedzieć – nie zrobię mu nic, przysięgam, że go nie tknę.
- Ron, jeśli Severus... Jeśli Severusowi coś się stanie...- to było tak okropne, że na chwilę zapomniała, że trzeba oddychać - to będzie mi wszystko jedno. – wyszeptała odwracając się od niego
- Właśnie, więc możesz mi obiecać...
- Tak.
- Co? Co powiedziałaś? – Ron nie wierzył własnym uszom
- Tak. Powiedziałam, że mogę ci obiecać. – powiedziała jakimś bezbarwnym głosem
Ron nie mógł uwierzyć we własne szczęście i wcale się z tym nie krył. Obrócił ją twarzą do siebie, chwycił w pasie i zakręcił w powietrzu.
- Zgodziłaś się! – krzyknął uradowany
- Ron, zapominasz o czymś – próbowała go zgasić – Severus przeżyje.
Ale Ron jej nie słuchał. Uklęknął na jedno kolano, chwycił jej dłoń i wsunął pierścionek na palec – to tylko na moment, chciałem zobaczyć czy pasuje –uprzedził ją kiedy już chciała się odsunąć
W tym czasie Harry wyszedł z drugiej części namiotu już w suchych ubraniach i zrobił minę jakby zobaczył McGonagal w scenie erotycznej.
- Oświadczyłem się, a ona mnie przyjęła! – Ron nie mógł już się chyba szerzej uśmiechać
- Jaja sobie ze mnie robicie? – Harry patrzył to na rozradowanego Rona to na zmieszaną Hermionę
- Oh Harry, to nie tak jak ci się wydaje. Ron spytał czy zostanę jego żoną w razie jakby... no wiesz o co chodzi – Hermiona nie chciała dokończyć zdania
- To wiele zmienia – wyjąkał Harry i spojrzał na Rona jak na sklątkę tylnowybuchową
- No co? – rudowłosy chłopak nie bardzo wiedział o co chodzi
- To tak jakby przyszła teraz Luna czy nawet Hermiona i spytała czy się z nią ożenię jakby Ginny... no wiesz – jemu tez nie mogło to przejść przez gardło – Ron, to było nie na miejscu, delikatnie mówiąc.
- No nie wierze własnym uszom! Pochwalasz jej związek z tym Śmierciożercą, mordercą, gwałcicielem? Stary!
- Nie, ale jest moja przyjaciółką i sama podejmuje decyzje – Harry wiedział, że stąpa po kruchym lodzie
- Ale przyjaciele są po to żeby się wspierać i żeby się chronić – wykrzyczał Ron – Hermi, zaczekaj
Hermiona wybiegła z namiotu nie mogąc dłużej tego znieść, Ron wybiegł za nią.
- Kocham cię, wiesz o tym, wiesz jak mi ciężko, żeby to był ktokolwiek inny – zaczął
- Oh Ron, nie utrudniaj tego jeszcze bardziej, sama już nie wiem po co się zgodziłam – wysyczała ze złością
- Gdyby Snapeowi coś się stało będziesz potrzebowała przyjaciela, a ja przyjmę cię w każdym stanie, wiesz o co mi chodzi.
Odpowiedział mu jej pytający wzrok.
-Jeśli będzie trzeba zaopiekuje sie tobą gdy będziesz w ciąży czy nawet waszymi dziećmi...
- Piję eliksir antykoncepcyjny Ron, jesteśmy odpowiedzialni – skwasiła się
- Co?! To wy dalej?! Ale jak...
- To był bardzo długi dzień i jeszcze dłuższa noc, może pójdziemy już spać – wzięła Rona pod rękę i zaczęła prowadzić do namiotu – co ma być to będzie Ron, wojna niedługo się skończy.
I wszyscy Śmierciożercy zostaną albo złapani, albo zabici, albo złapani i zabici – pomyślał z satysfakcją, a Snapea za zabicie Dumbledora spotka najsurowsza kara. Chciałbym być przy tym jak Dementor go pocałuje i wyobraził sobie jak gdzieś w podziemiach Azkabanu Severus Snape dygocze ze strachu przykuty łańcuchami do krzesła, gdy suknie ku niemu czarna zakapturzona postać, postać odchyla mu głowę i zbliża bezzębne nibyusta do jego ust i słychać świst, a oczy Snapea stają się puste i martwe.
- Ron, co się dzieje w twojej głowie, że uśmiechasz się z takim rozmarzeniem – spytał Harry ze śmiechem w momencie gdy Ron z Hermioną weszli do namiotu
- Ron spojrzał z ukosa na Hermionę – myślę o końcu wojny i czasach pokoju.
- Ja też, mam zamiar ożenić się z Ginny jak tylko skończy się wojna – i cała trójka zaczęła się śmiać, bo każde pomyślało o własnym ślubie, który miał odbyć się pod koniec wojny.

niedziela, 30 sierpnia 2015

41 W Hogwarcie



- Harry, pożyczyłbyś mi swojej peleryny na kilka chwil? Chciałabym rozejrzeć się po okolicy, by porozrzucać jeszcze kilka zaklęć zwodzących – nieśmiało skłamała Hermiona
- Wiesz, co o tym wszystkim myślę, mogę dać ci tylko tą tarninową różdżkę, twoją muszę mieć przy sobie na wypadek... sama wiesz...- myślał, że się nie zgodzi, że nie będzie chciała wyruszać w ciemną noc z obcą tarninową różdżką
- W porządku Harry, myślę, że tarninową też dam radę – uśmiechnęła się słabo.
Kiedy pokonywała rzucone wcześniej przez siebie bariery ochronne nie było jej już do śmiechu. Miała zamiar deportować się na hogwarckie błonia, przejść przez bramy, dojść do zamku, potem wślizgnąć się do niego i przejść niezauważona do kamiennego gargulca, a potem do gabinetu dyrektora, a to wszystko z tarninową różdżką, która działała jak chciała i w ogóle się jej nie słuchała. Ale musiała go zobaczyć, musiała z nim porozmawiać, musiała go uspokoić.
Z cichym pyknięciem pojawiła się na błoniach Hogwartu. W dali zauważyła dwie wiszące w powietrzu lampy to rodzeństwo Carrow’ów pomyślała jeśli tylko oni patrolują okolicę nie będzie trudno się obok nich przemknąć. Dotarcie pod wrota wejściowe nie było trudne, teraz nie wiedziała ile przyjdzie jej czekać pod nimi by móc wejść do środka. Jednak tym razem Filch okazał się wybawieniem. Kiedy przechodziła obok niego Pani Norris miałknęła z rozdrażnieniem, ale Filch nie zwrócił na to należytej uwagi. Hermiona szła teraz prosto do gabinetu Snapea.
- Hasło – usłyszała od kamiennego gargulca
- Szlamy i mugolaki – odpowiedziała, zastanawiając się jak kamienna figura widzi przez pelerynę niewidkę
Płynęła już kamiennymi schodami w górę, wprost pod drzwi, zapukała.
- Kto tam? – usłyszała znajomy głos
Nie odpowiedziała, otworzyła drzwi i weszła do środka schowana pod peleryną niewidką.
- Drętwota!- Severus machnął momentalnie różdżką
- Protego – krzyknęła może trochę za głośno
- Ty głupia wiedźmo, jak mogłaś tu dziś przyjść?! – Severus w jednej chwili stanął przed nią i zdjął z niej pelerynę – jesteś nieostrożna, bezmyślna, w ogóle co ty sobie wyobrażasz!?
- Severusie – dotknęła jego policzka – cieszę się, że znajduję cię w dobrym zdrowiu.
Uśmiechnął się krzywo, po czym wziął ją w ramiona i głośno nabrał powietrza.
- Czy wiesz jak mało brakowało?! Kiedy zaczął mnie torturować i powiedział, że nie zawahał się rzucić w ciebie morderczym zaklęciem myślałem, że rozpadam się na kawałki!
-Sev, za co? Za co tym razem się na tobie wyżył, przecież jesteś wierny, nie sprawiasz mu zawodu...- Hermiona nie rozumiała praw, którymi kierował się Voldemort
- Za to, że cię kocham – odparł – za to ze pozwoliłem ci odejść po zabiciu Dumbledora. On przecież nie wie, ze jesteśmy razem. Myśli, że już od dawna nie mam z tobą kontaktu, zemścił się za to, że nie dał rady cię zabić i za to, że w ostatniej chwili zdołałaś uratować tego głupca Pottera.
- Ale już dobrze, nie jesteś ranny? – Spytała z niepokojem – może połóż się.
Nie protestował, kiedy zaprowadziła go do sypialni w głąb gabinetu i delikatnie pchnęła na łóżko. Usiadła obok i zaczęła dotykać jego włosów.
- Tęskniłam – zaczęła
- Nie powinniście udawać się do Doliny Godryka, on tylko na to czekał, w dodatku w Wigilię Bożego Narodzenia – przerwał jej zirytowany
- Myśleliśmy, że coś tam znajdziemy, poza tym Harry już nie mógł dłużej czekać, by odwiedzić groby swoich rodziców i ruiny domu. Wyobraź sobie, że w centrum miasteczka jest pomnik jego rodziców i jego – ciągnęła Hermiona
Severus pamiętał dobrze, jak lata temu klęczał pod tym pomnikiem i modlił się o śmierć...
- Byliśmy też w domu Harrego, zadziwiające jak dobrze się wszystko zachowało, Harry zbierał co się da i kazał mi to chować do torebki, jednak kiedy podał mi kilka butelek Ognistej z witryny z salonu odmówiłam – uśmiechnęła się
 - Tyle lat minęło a dom jeszcze stoi – zamyślił się Severus- siła zaklęcia była potężna skoro wysadziła dach w powietrze, a jednak fundamenty nie zostały naruszone.
- Myślę, ze Harry planuje zamieszkać w nim z Ginny po wojnie, po uprzednim remoncie oczywiście – dodała – dom jest na prawdę mały, ale myślę, ze 3 pokoje na początek im wystarczą, do tego ma spory ogród.
- Nie wiem czy chciałbym mieszkać w takim miejscu – mruknął Snape
- Ja też, ale nie widziałeś go wtedy. Zachowywał się jakby od zawsze tam mieszkał. Tam jakby czas się zatrzymał, 16 lat temu. Pod wózkiem znalazł siatkę z zakupami, które zrobiła jego mama na noc duchów, zobacz – wyciągnęła coś z magicznej torebki i pokazała Severusowi.
To był kalejdoskop uczuć. Hermiona, która zakrada się do Hogwartu pokazująca ostatnie zakupy Lily. Severus usiadł, wziął siatkę do ręki i zaczął powoli wyciągać z niej zakupy, kukurydziane dynie, ciasteczka dyniowe, cukrowe różdżki. Wszystko takie jakby dopiero co zdjęte jej ręką ze sklepowej półki. Pamiętał jak zajadali się takimi samymi cukrowymi różdżkami po powrocie do domu na wakacje po pierwszym roku spędzonym w Hogwarcie.
- Schowaj to, niech Potter chociaż tego nie je, jest już dawno po terminie – mruknął – Wieprzlej też nie.
Hermiona na te słowa wyraźnie posmutniała – Ron od nas odszedł...
- Hermiono, uważaj na siebie, to nie było mądre, to że tu przyszłaś – spojrzał na nią zmęczonym, zatroskanym wzrokiem – co do Wesleya, nie zrobił niczego czego bym się po nim nie spodziewał.
- Sev, wiesz ze będę, a ty uważaj na siebie, musze już iść, powiedziałam Harremu, że idę rzucić pare dodatkowych zaklęć ochronnych wokół obozu, nie chcę żeby się martwił i zaczął mnie szukać- podniosła się z łóżka całkowicie ignorując uwagę Severusa na temat Rona
Severus jednym szybkim ruchem, przyciągnął ją do siebie, tak ze znalazła się tuż pod nim – jeszcze tylko chwila – wyszeptał zanim połączył swoje usta z jej ustami.
Całowali się. Hermiona dotykała jego twarzy, włosów, chłonęła jego zapach, aż nagle niechętnie przestał, uniósł się nad nią na tyle żeby mogli na siebie patrzeć – nie wiesz ile siły woli kosztuje mnie aby teraz pozwolić ci odejść.
- Czuję to – mruknęła z paskudnym uśmieszkiem i wyplątała się z jego objęć.
Odprowadził ją do drzwi. Kręcił z niedowierzaniem głową, gdy na nią patrzył.
- Nie przychodź tu więcej dopóki ci na to nie pozwolę, nie mogę cię narażać. W odpowiednim czasie prześlę ci wiadomość, poza tym nie mamy pewności czy wszystkie postacie w portretach rzeczywiście śpią- spojrzał na portret Nigellusa Blacka – nie wiem już komu można ufać, zaczynam chyba popadać w paranoję.
- Merlin jeden wie ile bym ci chciała powiedzieć w tej chwili – wspięła się na palce by go pocałować – myślę, że Blackowi wciąż możemy ufać.
Objął ją delikatnie i tak samo delikatnie pocałował. Zacisnął powieki, by odpędzić od siebie natrętną myśl czy to nie ostatni raz.
- Zmarzniesz, mamy zimę, nie masz czegoś cieplejszego w tej swojej przepastnej torebce – uśmiechnął się słabo.
- Wiesz, Harry kazał mi wsadzić to do torebki – zaczęła grzebiąc w niej różdżką – Accio sweter!
Chwyciła w dłoń puchaty pasiasty sweter i wyciągnęła z torebki. Severus patrzył jak dziewczyna opatula się nim szczelnie, zapina guziki i zawiązuje dzianinowy pasek. Ciemno zielone pasy na tle delikatnej bieli
- Lily, zapnij się, chłodno dziś, już się ściemnia – nie pozwolił, by nawet dotknęła guzików, podszedł o krok bliżej i zaczął je powoli zapinać jeden po drugim, aż dotarł na sam dół. Sięgnął po pasek siłą rzeczy obejmując ją przez chwile w pasie. Spojrzał na nią, a ona uśmiechnęła sie delikatnie i skierowała wzrok na czubki ich butów. Podniósł jej podbródek.
- Jutro SUMY, musze już iść, chcę jeszcze coś powtórzyć – mówiąc to odsunęła się krok do tyłu.
Nie pozwolił jej na to, podszedł bliżej, objął ją w pasie i zaczął powoli przybliżać swoją twarz do jej twarzy, dając jej czas na wycofanie się z sytuacji, ale ona nie wycofała się, podniosła wzrok, jej oczy były takie piękne, ten sweter tak pasował do jej ciemnorudych włosów
- Nie broń się – jego głos był tak przepełniony emocjami, że przypominał charkot.
Świat zaczął mu wirować. Przez chwilę bał się, że może nie trafić swymi ustami do jej ust, ale już po chwili poczuł jej ciepłe usta na swoich. Nigdy nie czul się tak szczęśliwy jak dziś na błoniach, dzień przed Sumami. Może jutro, już jutro Evans będzie jego, zaprosi ją do Hogsmead na piwo kremowe.
- Do zobaczenia, kocham cię, pięknie w nim wyglądasz – powiedział trochę zbyt mokrym głosem wracając do świata rzeczywistego
- I ja ciebie kocham Severusie, do zobaczenia, to sweter matki Harrego
- Ach tak – mruknął, a ona wiedziała, że poznał go od razu i wiedziała, że w końcu kiedyś będą musieli się z tym zmierzyć i nie miała na myśli swetra.
 Dotknęła jeszcze raz jego policzka, zarzuciła na siebie pelerynę i wyszła z gabinetu.
Severus ku jej wielkiemu zdumieniu podążył za nią aż na błonia. Gdy mijali Carrowów rzucił tylko, ze chciał osobiście spatrolować tereny zamku. Odprowadził ją aż do granic pola antyaportacyjnego. Przez moment spojrzał w miejscu, w którym miał nadzieje były jej oczy i nie pomylił się. Złapała jego spojrzenie, uśmiechnęła i deportowała z cichym pyknięciem.
- Tylko ciebie kocham – dodał kiedy wiedział, że nie mogła go już usłyszeć – nie ważne w czyim swetrze.
- Hermiono, gdzie tak długo byłaś, martwiłem się – Harry zerwał się na równe nogi
- Spokojnie chciałam powiększyć tarczę ochronną najbardziej jak się da, to wszystko, a ta różdżka sam wiesz... Ron nie wrócił? – spytała z nadzieją w głosie
Harry pokręcił przecząco głową.
- To już dużo czasu, nie ma go już z nami ze dwa tygodnie – powiedziała chyba bardziej do siebie niż do niego – brakuje mi go, to dziwne, ale zawsze potrafił mnie rozśmieszyć i teraz kiedy boję się tak bardzo, że nawet przeraża mnie mój własny oddech przydałoby mi się trochę jego głupkowatego poczucia humoru.
- Wiem co czujesz i wiem, że wróci, nie wiem jak – złapał pytające spojrzenie Hermiony – ale na pewno wróci. Idź się prześpij, ja obejmę wartę.

czwartek, 13 sierpnia 2015

40 Dolina Godryka

Wiem, ze bardzo długo mnie nie było, w związku z czym post powinien byc dopieszczony do granic obrzydliwości, ale jeśli dalej bede go pieścić to go w końcu nie dodam, więc wrzucam w takim kształcie jak poniżej. Wróciłam po latach, dziękuję że jesteście ze mną, to dla mnie wiele znaczy. Kocham Was:*



            W Wigilię Bożego Narodzenia postanowili w końcu odwiedzić Dolinę Godryka. Harry nigdy tam nie był, ani na grobie swoich rodziców, ani w ruinach swojego rodzinnego domu. Poza tym właśnie tam spodziewali się znaleźć miecz Gryffindora. Śnieg prószył leniwie gdy opuścili cmentarz i przyciągani jakąś niewidzialną siłą skierowali się w stronę końca miasteczka, ku najbardziej zaniedbanym i najsłabiej oświetlonym domom. Harry pierwszy go zobaczył, na końcu uliczki stał niewielki dom, któremu brakowało połowy dachu. Myśląc o przestrogach Severusa Hermiona niechętnie poszła za swoim przyjacielem, wydawało jej się, że ktoś ich obserwuje. Nie mogła się długo zastanawiać, bo Harry już pchnął pordzewiałą bramkę i wszedł do ogrodu. Było to dzikie miejsce, dom wyglądał dokładnie tak jak się spodziewał, drobny, jednopiętrowy, z płaskim dachem, koloru nie można było odgadnąć wśród nocy, ale dachówka w dużej części porośnięta była mchem, ogród, mimo, że mocno zaniedbany starał się jakby ułatwić dojście do drzwi wejściowych i kurczyć w miejscach gdzie stanęła stopa Harrego.
- Harry, myślę, że oni właśnie tego oczekują, że wejdziesz do tego domu, to może być pułapka – Hermiona starała się by jej głoś nie zabrzmiał zbyt pouczająco.
- Hermiono, nie mogę opuścić Doliny Godryka bez odwiedzenia mojego domu, może to właśnie tam Dumbledore ukrył miecz, on znał mnie dobrze, wiedział, że będę chciał odwiedzić mój rodzinny dom- tylko dlaczego nigdy wcześniej mnie tu nie zabrał, mimo, że sam miał tu bliskich na cmentarzu i musiał tu czasami bywać, pomyślał z goryczą.
Kiedy stanął przed drewnianymi jedzonymi przez korniki drzwiami mieszały się w nim tak różne i sprzeczne uczucia, że choćby miał na to kilka dni i tak nie potrafił by ich wszystkich opisać. Zaraz wejdzie do domu, do domu, tak jakby robił to już tysiące razy wcześniej. Gdyby nie Voldemort tak właśnie by było, byłby to któryś kolejny raz, gdy bez zastanowienia wziąłby za klamkę i pchnął drzwi przed siebie, ale nie. To pierwszy raz, pierwszy jaki pamięta, bo w niemowleństwie na pewno wiele razu już tędy przechodził, z matką lub ojcem. Teraz oni są tam, spojrzał w stronę kościelnej wieży, która górowała nad cmentarzem, i nawet nie wiedzą, że on jest tu. Chwycił za klamkę, pchnął drzwi i w promieniu zapalonej różdżki ujrzał wąski poprzeczny przedpokój a na przeciw drobne schody na górę.
- To na tych schodach zginał mój tata – powiedział szeptem jakby do samego siebie – ciekawe co się stało z jego różdżką...
- Pewnie został z nią pochowany, Harry nie sądzę, że tu jest bezpiecznie – w głosie Hermiony czaił się strach – idź lepiej szybko w to miejsce, w którym jak sądzisz ukryty jest miecz Gryffindora i wracajmy już.
- Hermiono, to jest mój dom, to tu zginęli moi rodzice, to tu moja matka dała mi swego rodzaju nieśmiertelność, tu na pewno musi być ukryty ten miecz, czuje to – ale bardziej niż o mieczu myślał o tym, by zwiedzić dom, zobaczyć swój pokój, salon, sypialnię rodziców. Oczy Harrego omiotły pomieszczenie, w rogu przy schodach stał dziecięcy wózek, na miękkich nogach chłopak podszedł do niego, wzruszenie dławiło go w gardle, ukucnął i spod wózka wyciągnął siatkę
- Hermiono, to są zakupy, które moja mama zrobiła na noc duchów, zobacz – pokazał jej siatkę i zaczął wyciągać z niej zakupy – chrupki kukurydziane w kształcie dyni, ciasteczka dyniowe, które już dawno straciły ważność, landrynkowe cukierki w kształcie różdżek – gdyby nie Snape...
- Harry proszę cię, nie zaczynaj – jęknęła błagalnie Hermiona, ale chłopak włożył zakupy pospiesznie do siatki i podał jej by schowała to wszystko do swojej torebki z koralikami.
Z przedpokoju przeszli do salonu, na którego środku w miejscu, w którym powinien leżeć dywan, rosła młoda brzózka. Harry dostrzegł bardzo zaniedbana kanapę, dwa fotele, niski rozbity już stolik kawowy, witrynę i mały kamienny kominek, nad którym powieszono zdjęcie ślubne Jamesa i Lilly. Z mocno powiększonej czarnobiałej fotografii machał do niego również Syriusz. Harrego rozbolała głowa i bynajmniej nie z powodu blizny, a raczej żalu, który zagnieździł się mu w gardle i doprowadzał do pieczenia oczy.
- Harry, pospieszmy się, nie czuję się tu najlepiej, tu nie jest bezpiecznie – ponaglała Hermiona. Gdyby Severus wiedział co teraz robię i w co się wpakowałam – pomyślała.
- Jeszcze chwię, jeszcze chwilę – odpowiadał jej bez przekonania podchodząc coraz bliżej kominka i witryny, w której stało kilka butelej Ognistej Whisky Ogdena i komplet szklaneczek.
- Zobacz Hermiono, moja mama prenumerowała „Czarownicę”, to ohydne – zaśmiał się Harry- myslisz, że whisky nie przeterminowała się do tej pory? Może zmieścisz kilka butelek do swojej magicznej torebki?
- Harry, po wojnie będziemy mieli czas żeby dokładnie zwiedzić dom Twoich rodziców, ale proszę cię skupmy się na znalezieniu miecza – mówiła błagalnym tonem
- No przecież właśnie go szukam – odburknął zniecierpliwiony - chodźmy na górę.
Kiedy tylko wspięli się schodami na pierwsze piętro uderzył ich niesamowity bałagan tam panujący, jedna ściana była całkowicie rozwalona, szli po jej gruzach, po prawej była sypialnia, tylko omietli ja spojrzeniem i skierowali sie prosto do pokoju dziecięcego, gdzie brakowało i ściany i sufitu.
-Patrz! – Harry wskazał palcem - To moje łóżeczko, zobacz z karuzelką z miotłami, a obok leży fotel mojej mamy, pewnie mnie w ten sposób usypiała.
Na regale przy oknie stały równiutko poukładane zabawki i Harry wiedział, czyja ręka je tak pięknie poukładała, obok leżały porozrzucane drewniane klocki.
- Wieczorem na pewno je układaliśmy, zanim przyszedł... on – powiedział cicho – zobacz, to chyba sweter mojej mamy, leży obok fotela, pewnie go na nim powiesiła, ale nigdy go już nie ubrała, nigdy więcej. Podniósł ten puchaty pasiasty sweter i wciągnął w nozdrza jego zapach.
- Nie pachnie jak moja mama – popatrzył na niego ze smutkiem i podał Hermionie by ta schowała go do torebki z koralikami – Hermiono, ja nawet nie pamiętam jak pachniała moja mama...
Łzy już swobodnie płynęły mu po policzkach i to była ta chwila, gdy Hermiona zdawała sobie sprawę, że gdyby nie Severus na pewno pokochałaby właśnie Harrego Pottera. Nie Rona, na pewno nie Rona, tego była pewna, a Ginny? Ale to przecież nie Ginny szuka z nim horkruksów, nie Ginny trzymała go za rękę na cmentarzu, nie Ginny przyprowadził do swojego domu.
- Oh Harry – spojrzała mu w oczy i przytuliła go – wrócimy tu jeszcze, jak już będzie bezpiecznie, ale teraz wracajmy, widzisz, że miecza tu nie ma, a wydawało mi się, że widziałam kogoś jak kręcił się przed domem.
Stali tak chwilę, na środku dziecięcego pokoju. Harry dziękował losowi za Hermionę. Odchylił się na chwile na cal od niej i spojrzał w oczy, w których tez były łzy i przez ułamek sekundy coś między nimi przeskoczyło, jakby nagły impuls by dotknąć ustami ust, ale jak nagle się pojawiło tak zniknęło, więc odsunęlii się od siebie i bez słowa skierowali do wyjścia. W głowie Hermiony jeszcze jaśniej rozbłysła myśl o tym, że gdyby tak bardzo nie kochała Severusa, to walczyłaby z Ginny o Harrego, w głowie Harrego natomiast zaświtało, że gdyby Hermiona nie była ukochanym marzeniem Rona i gdyby nie Ginny, która przecież zostawiłeś – usłyszał w swojej głowie, to pewnie byliby razem, tyle razem przeżyli. Ostatni raz spojrzeli za siebie wychodząc z zaniedbanego ogrodu i dostrzegli staruszkę czekającą na nich w cieniu drzew.
W tym samym czasie różdżka Severusa zaczęła delikatnie dygotać w kieszeni jego szaty.
- Łazi gdzieś z tym Zbawicielem i nawet nie pomyśli o sobie – żachnął się w duchu i zaklął pod nosem idąc do swojego gabinetu w Hogwarcie. Po wejściu skierował wzrok prosto na portret Nigellusa Blacka
- Wiesz, może gdzie teraz urzęduje Potter i jego kompani? – Spytał
Mężczyzna w portrecie zrobił zatroskana minę i odparł – nie wiem dyrektorze, ale ten zdrajca krwi Wesley odłączył się od nich i poszedł do swoich rudych krewniaków
- Dlaczego mnie to nie dziwi mruknął Snape, jednak świadomość, że Hermiona jest teraz sama z Potterem nie podziałała na niego uspokajająco, a gdy po chwili zapiekło go lewe przedramię wiedział, że nic dobrego go już dziś nie czeka.
Pospiesznie opuścił Hogwart i za brama z głośnym trzaskiem deportował się do dworu Malfoya. Wściekłośc Czarnego Pana dało się odczuć już w ogrodzie. Przez chwile myślał, że zobaczył czyjegoś patronusa, ale był to paw albinos – no no białe pawie, mają rozmach skurwysyny – mruknął pod nosem zirytowany. Kiedy dotarł do gabinetu Voldemorta czuł niemal wyładowania elektryczne, wysoki szczupły wężogłowy mężczyzna chodził szybko w te i z powrotem a za nim pełzał jego ukochany wąż.
- Twoja laleczka właśnie uniemożliwiła mi zabicie Harrego Pottera, Severusie – zaczął swobodnym konwersacyjnym tonem Voldemort – Crucio!
Czuł jak opada w studnie bólu i strachu, jak każdy nerw jego ciała torturowany jest oddzielnie, jak wszystko płonie i marznie za razem. Zaklęcie zostało zdjęte.
- No i co ty na to Severusie?
- Panie mój – Severus starał podnieść się na nogi – mówiłem ci już, że zostawiła mnie gdy zabiłem tego starego głupca, że nie dała się już niczym przekonać, już dla nas nie pracuje, panie.
- Toteż nawet przez chwile nie zawahałem się czy jej nie zabić – ciągnął Voldemort tonem jakiego zwykło używać się na herbatce u cioci i przez chwilę Severus poczuł jakby zapadał się w ciemność z uczuciem pełnego porażenia zmysłów i trwogą, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył – jednak deportowali się oboje w ostatniej chwili, odwiedzili Dolinę Godryka i ten przeklęty dom, w którym ta nędzna szlama pokrzyżowała lata temu moje wielkie plany...
Voldemort ciągnął dalej, ale Severus już nie słuchał, jednak deportowała się, jednak jej nie zabił, nie zdążył, jest cała, oboje z Potterem są cali i zdrowi, więc udali się do Doliny Godryka, pewnie na cmentarz i do domu Lilly i ... i tego Pottera. Na ten pomysł mógł wpaść tylko Potter, to on ja namówił.
W tym samym czasie już w bezpiecznym miejscu Hermiona odczuwała delikatne drgania swojej różdżki, więc z wahaniem dała ją Harremu, po tym jak jego różdżkę zniszczyło zaklęcie odbite od lustra.
- Czemu ona w moich rękach tak się trzepie?-spytał
- Nie wiem, może nie zna cię i w ten sposób chce ci coś zakomunikować, no nie wiem, ze jesteś facetem a to kobieca różdżka – skłamała Hermiona i pogrążyła się w smutku.