czwartek, 13 sierpnia 2015

40 Dolina Godryka

Wiem, ze bardzo długo mnie nie było, w związku z czym post powinien byc dopieszczony do granic obrzydliwości, ale jeśli dalej bede go pieścić to go w końcu nie dodam, więc wrzucam w takim kształcie jak poniżej. Wróciłam po latach, dziękuję że jesteście ze mną, to dla mnie wiele znaczy. Kocham Was:*



            W Wigilię Bożego Narodzenia postanowili w końcu odwiedzić Dolinę Godryka. Harry nigdy tam nie był, ani na grobie swoich rodziców, ani w ruinach swojego rodzinnego domu. Poza tym właśnie tam spodziewali się znaleźć miecz Gryffindora. Śnieg prószył leniwie gdy opuścili cmentarz i przyciągani jakąś niewidzialną siłą skierowali się w stronę końca miasteczka, ku najbardziej zaniedbanym i najsłabiej oświetlonym domom. Harry pierwszy go zobaczył, na końcu uliczki stał niewielki dom, któremu brakowało połowy dachu. Myśląc o przestrogach Severusa Hermiona niechętnie poszła za swoim przyjacielem, wydawało jej się, że ktoś ich obserwuje. Nie mogła się długo zastanawiać, bo Harry już pchnął pordzewiałą bramkę i wszedł do ogrodu. Było to dzikie miejsce, dom wyglądał dokładnie tak jak się spodziewał, drobny, jednopiętrowy, z płaskim dachem, koloru nie można było odgadnąć wśród nocy, ale dachówka w dużej części porośnięta była mchem, ogród, mimo, że mocno zaniedbany starał się jakby ułatwić dojście do drzwi wejściowych i kurczyć w miejscach gdzie stanęła stopa Harrego.
- Harry, myślę, że oni właśnie tego oczekują, że wejdziesz do tego domu, to może być pułapka – Hermiona starała się by jej głoś nie zabrzmiał zbyt pouczająco.
- Hermiono, nie mogę opuścić Doliny Godryka bez odwiedzenia mojego domu, może to właśnie tam Dumbledore ukrył miecz, on znał mnie dobrze, wiedział, że będę chciał odwiedzić mój rodzinny dom- tylko dlaczego nigdy wcześniej mnie tu nie zabrał, mimo, że sam miał tu bliskich na cmentarzu i musiał tu czasami bywać, pomyślał z goryczą.
Kiedy stanął przed drewnianymi jedzonymi przez korniki drzwiami mieszały się w nim tak różne i sprzeczne uczucia, że choćby miał na to kilka dni i tak nie potrafił by ich wszystkich opisać. Zaraz wejdzie do domu, do domu, tak jakby robił to już tysiące razy wcześniej. Gdyby nie Voldemort tak właśnie by było, byłby to któryś kolejny raz, gdy bez zastanowienia wziąłby za klamkę i pchnął drzwi przed siebie, ale nie. To pierwszy raz, pierwszy jaki pamięta, bo w niemowleństwie na pewno wiele razu już tędy przechodził, z matką lub ojcem. Teraz oni są tam, spojrzał w stronę kościelnej wieży, która górowała nad cmentarzem, i nawet nie wiedzą, że on jest tu. Chwycił za klamkę, pchnął drzwi i w promieniu zapalonej różdżki ujrzał wąski poprzeczny przedpokój a na przeciw drobne schody na górę.
- To na tych schodach zginał mój tata – powiedział szeptem jakby do samego siebie – ciekawe co się stało z jego różdżką...
- Pewnie został z nią pochowany, Harry nie sądzę, że tu jest bezpiecznie – w głosie Hermiony czaił się strach – idź lepiej szybko w to miejsce, w którym jak sądzisz ukryty jest miecz Gryffindora i wracajmy już.
- Hermiono, to jest mój dom, to tu zginęli moi rodzice, to tu moja matka dała mi swego rodzaju nieśmiertelność, tu na pewno musi być ukryty ten miecz, czuje to – ale bardziej niż o mieczu myślał o tym, by zwiedzić dom, zobaczyć swój pokój, salon, sypialnię rodziców. Oczy Harrego omiotły pomieszczenie, w rogu przy schodach stał dziecięcy wózek, na miękkich nogach chłopak podszedł do niego, wzruszenie dławiło go w gardle, ukucnął i spod wózka wyciągnął siatkę
- Hermiono, to są zakupy, które moja mama zrobiła na noc duchów, zobacz – pokazał jej siatkę i zaczął wyciągać z niej zakupy – chrupki kukurydziane w kształcie dyni, ciasteczka dyniowe, które już dawno straciły ważność, landrynkowe cukierki w kształcie różdżek – gdyby nie Snape...
- Harry proszę cię, nie zaczynaj – jęknęła błagalnie Hermiona, ale chłopak włożył zakupy pospiesznie do siatki i podał jej by schowała to wszystko do swojej torebki z koralikami.
Z przedpokoju przeszli do salonu, na którego środku w miejscu, w którym powinien leżeć dywan, rosła młoda brzózka. Harry dostrzegł bardzo zaniedbana kanapę, dwa fotele, niski rozbity już stolik kawowy, witrynę i mały kamienny kominek, nad którym powieszono zdjęcie ślubne Jamesa i Lilly. Z mocno powiększonej czarnobiałej fotografii machał do niego również Syriusz. Harrego rozbolała głowa i bynajmniej nie z powodu blizny, a raczej żalu, który zagnieździł się mu w gardle i doprowadzał do pieczenia oczy.
- Harry, pospieszmy się, nie czuję się tu najlepiej, tu nie jest bezpiecznie – ponaglała Hermiona. Gdyby Severus wiedział co teraz robię i w co się wpakowałam – pomyślała.
- Jeszcze chwię, jeszcze chwilę – odpowiadał jej bez przekonania podchodząc coraz bliżej kominka i witryny, w której stało kilka butelej Ognistej Whisky Ogdena i komplet szklaneczek.
- Zobacz Hermiono, moja mama prenumerowała „Czarownicę”, to ohydne – zaśmiał się Harry- myslisz, że whisky nie przeterminowała się do tej pory? Może zmieścisz kilka butelek do swojej magicznej torebki?
- Harry, po wojnie będziemy mieli czas żeby dokładnie zwiedzić dom Twoich rodziców, ale proszę cię skupmy się na znalezieniu miecza – mówiła błagalnym tonem
- No przecież właśnie go szukam – odburknął zniecierpliwiony - chodźmy na górę.
Kiedy tylko wspięli się schodami na pierwsze piętro uderzył ich niesamowity bałagan tam panujący, jedna ściana była całkowicie rozwalona, szli po jej gruzach, po prawej była sypialnia, tylko omietli ja spojrzeniem i skierowali sie prosto do pokoju dziecięcego, gdzie brakowało i ściany i sufitu.
-Patrz! – Harry wskazał palcem - To moje łóżeczko, zobacz z karuzelką z miotłami, a obok leży fotel mojej mamy, pewnie mnie w ten sposób usypiała.
Na regale przy oknie stały równiutko poukładane zabawki i Harry wiedział, czyja ręka je tak pięknie poukładała, obok leżały porozrzucane drewniane klocki.
- Wieczorem na pewno je układaliśmy, zanim przyszedł... on – powiedział cicho – zobacz, to chyba sweter mojej mamy, leży obok fotela, pewnie go na nim powiesiła, ale nigdy go już nie ubrała, nigdy więcej. Podniósł ten puchaty pasiasty sweter i wciągnął w nozdrza jego zapach.
- Nie pachnie jak moja mama – popatrzył na niego ze smutkiem i podał Hermionie by ta schowała go do torebki z koralikami – Hermiono, ja nawet nie pamiętam jak pachniała moja mama...
Łzy już swobodnie płynęły mu po policzkach i to była ta chwila, gdy Hermiona zdawała sobie sprawę, że gdyby nie Severus na pewno pokochałaby właśnie Harrego Pottera. Nie Rona, na pewno nie Rona, tego była pewna, a Ginny? Ale to przecież nie Ginny szuka z nim horkruksów, nie Ginny trzymała go za rękę na cmentarzu, nie Ginny przyprowadził do swojego domu.
- Oh Harry – spojrzała mu w oczy i przytuliła go – wrócimy tu jeszcze, jak już będzie bezpiecznie, ale teraz wracajmy, widzisz, że miecza tu nie ma, a wydawało mi się, że widziałam kogoś jak kręcił się przed domem.
Stali tak chwilę, na środku dziecięcego pokoju. Harry dziękował losowi za Hermionę. Odchylił się na chwile na cal od niej i spojrzał w oczy, w których tez były łzy i przez ułamek sekundy coś między nimi przeskoczyło, jakby nagły impuls by dotknąć ustami ust, ale jak nagle się pojawiło tak zniknęło, więc odsunęlii się od siebie i bez słowa skierowali do wyjścia. W głowie Hermiony jeszcze jaśniej rozbłysła myśl o tym, że gdyby tak bardzo nie kochała Severusa, to walczyłaby z Ginny o Harrego, w głowie Harrego natomiast zaświtało, że gdyby Hermiona nie była ukochanym marzeniem Rona i gdyby nie Ginny, która przecież zostawiłeś – usłyszał w swojej głowie, to pewnie byliby razem, tyle razem przeżyli. Ostatni raz spojrzeli za siebie wychodząc z zaniedbanego ogrodu i dostrzegli staruszkę czekającą na nich w cieniu drzew.
W tym samym czasie różdżka Severusa zaczęła delikatnie dygotać w kieszeni jego szaty.
- Łazi gdzieś z tym Zbawicielem i nawet nie pomyśli o sobie – żachnął się w duchu i zaklął pod nosem idąc do swojego gabinetu w Hogwarcie. Po wejściu skierował wzrok prosto na portret Nigellusa Blacka
- Wiesz, może gdzie teraz urzęduje Potter i jego kompani? – Spytał
Mężczyzna w portrecie zrobił zatroskana minę i odparł – nie wiem dyrektorze, ale ten zdrajca krwi Wesley odłączył się od nich i poszedł do swoich rudych krewniaków
- Dlaczego mnie to nie dziwi mruknął Snape, jednak świadomość, że Hermiona jest teraz sama z Potterem nie podziałała na niego uspokajająco, a gdy po chwili zapiekło go lewe przedramię wiedział, że nic dobrego go już dziś nie czeka.
Pospiesznie opuścił Hogwart i za brama z głośnym trzaskiem deportował się do dworu Malfoya. Wściekłośc Czarnego Pana dało się odczuć już w ogrodzie. Przez chwile myślał, że zobaczył czyjegoś patronusa, ale był to paw albinos – no no białe pawie, mają rozmach skurwysyny – mruknął pod nosem zirytowany. Kiedy dotarł do gabinetu Voldemorta czuł niemal wyładowania elektryczne, wysoki szczupły wężogłowy mężczyzna chodził szybko w te i z powrotem a za nim pełzał jego ukochany wąż.
- Twoja laleczka właśnie uniemożliwiła mi zabicie Harrego Pottera, Severusie – zaczął swobodnym konwersacyjnym tonem Voldemort – Crucio!
Czuł jak opada w studnie bólu i strachu, jak każdy nerw jego ciała torturowany jest oddzielnie, jak wszystko płonie i marznie za razem. Zaklęcie zostało zdjęte.
- No i co ty na to Severusie?
- Panie mój – Severus starał podnieść się na nogi – mówiłem ci już, że zostawiła mnie gdy zabiłem tego starego głupca, że nie dała się już niczym przekonać, już dla nas nie pracuje, panie.
- Toteż nawet przez chwile nie zawahałem się czy jej nie zabić – ciągnął Voldemort tonem jakiego zwykło używać się na herbatce u cioci i przez chwilę Severus poczuł jakby zapadał się w ciemność z uczuciem pełnego porażenia zmysłów i trwogą, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył – jednak deportowali się oboje w ostatniej chwili, odwiedzili Dolinę Godryka i ten przeklęty dom, w którym ta nędzna szlama pokrzyżowała lata temu moje wielkie plany...
Voldemort ciągnął dalej, ale Severus już nie słuchał, jednak deportowała się, jednak jej nie zabił, nie zdążył, jest cała, oboje z Potterem są cali i zdrowi, więc udali się do Doliny Godryka, pewnie na cmentarz i do domu Lilly i ... i tego Pottera. Na ten pomysł mógł wpaść tylko Potter, to on ja namówił.
W tym samym czasie już w bezpiecznym miejscu Hermiona odczuwała delikatne drgania swojej różdżki, więc z wahaniem dała ją Harremu, po tym jak jego różdżkę zniszczyło zaklęcie odbite od lustra.
- Czemu ona w moich rękach tak się trzepie?-spytał
- Nie wiem, może nie zna cię i w ten sposób chce ci coś zakomunikować, no nie wiem, ze jesteś facetem a to kobieca różdżka – skłamała Hermiona i pogrążyła się w smutku.

4 komentarze:

  1. Nie traciłam nadziei i czekałam. Co jakiś czas zaglądałam i proszę! Opłaciło się! Taka niespodzianka. Pawie rok, ale jest! Z wrażenia, aż komentuję. Życzę Weny!
    ps. Zapraszam do siebie http://indifferencethatmustbe.blogspot.com/p/spis-tresci.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się walnęłam. Chodzi oczywiście o dwa lata! Nie wiem czemu, ale ciągle mam wrażenie, że jest 2014 rok. :)

      Usuń
  2. Jeżeli przestaniesz pisać to chyba cię zabije! Kocham to i masz dalej pisać te wspaniałe opowiadanie/ ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejjj nie spodziwalam sie tak szybko komentarzy:) Widze, ze jestescie, druga notka juz prawie napisana, kwestia czasu az dodam:)

    OdpowiedzUsuń