wtorek, 29 stycznia 2013

XXIII Trzcina

Trzymajcie kciuki jutro rano!!!




Było słoneczne letnie popołudnie, Hermiona korzystając z wielkiego rwetesu spowodowanego przygotowaniami do jutrzejszego ślubu Fleur i Billa wymknęła się na krótki spacer. Od czasu wydarzeń na Wierzy Astronomicznej nie pozwalano jej nigdzie wychodzić, a nawet przebywać samej. Członkowie Zakonu Feniksa zgodnie orzekli, że Severus Snape może zechcieć skontaktować się z nią w najbliższym czasie, po to by dowiedzieć się czegoś więcej o ich planach dotyczących miejsca pobytu Harrego Pottera po ukończeniu przez niego magicznych siedemnastu lat, z tego też powodu przez całe wakacje miała zostać w Norze. Wiedziała, że szanse na to, aby Severus zjawił się nagle w Norze były tak małe, że chyba żadne, mimo to cały czas wierzyła w ich szybkie spotkanie i czekała na niego. Ostatni raz widzieli się przez ułamek sekundy w trakcie przenoszenia Harrego do Nory podczas powietrznej bitwy. Nawet nie wiedziała czy on domyślił się, że to właśnie ona, przecież była tylko jednym z siedmiu Potterów. Starała się posłać mu takie spojrzenie żeby ją poznał, ale to byłą tylko chwila, bardzo krótka chwila. Potem doszedł jeszcze atak Snapea na jednego z bliźniaków, znów musiała słuchać tych wszystkich nieprzyjemnych dla niej wywodów i znów nie mogła nic powiedzieć by go obronić, przecież nie pozwolił jej na to, poza tym kto by jej słuchał? Miała nadzieję, że nic mu się nie stało podczas bitwy i po niej. Lord Voldemort nie znosił porażek swoich Śrmierciożerców, tym bardziej tak doświadczonych jak Severus. Korzystając z tego, że Ginny ją kryła postanowiła wejść głębiej w trzciny otaczające dom. Nie spodziewała się raczej pojawienia się Severusa przed drzwiami frontowymi, jednak wiedziała, że zjawi się jak tylko będzie miał taką możliwość. W końcu po to wysłała do niego ten list kilka dni temu, żeby dowiedział się gdzie jest, gdzie jej szukać. Wysyłanie listów do Hogwartu było teraz bardzo problematyczne, wszystko przez nieustanne kontrole i ustanowienie cenzorów w Ministerstwie Magii. Dzięki pomocy Ginny, która jako jedyna widziała o tym, że Hermiona wcale nie odkochała się w Severusie, Hermiona dostała się do Londynu. W MM dostała wstrętną plakietkę z napisem „mugolak” i podeszła do małego biurka, za którym siedział tępo wyglądający czarodziej. Wziął od niej list i zaczął po cichu czytać beznamiętnym głosem:
„Nie wiem od czego zacząć ten list, więc zaczynam od tego, że nie wiem od czego zacząć, może potem będzie łatwiej. Wiem, że wszystkie wiadomości są przechwycone i przechodzą kontrolę. Cieszę się, że jesteś cały i zdrowy, bo bardzo się o ciebie martwiłam, nie ma dnia ani godziny żebym o tobie nie myślała, ze strachem nadzieją i miłością na jaka zasługujesz kochany. Nie chcę kłamać, były chwile kiedy naprawdę nie wiedziałam co myśleć, ale to było krotko po tym wydarzeniu i teraz już jestem pewna, byłam już wcześniej... Jestem bardzo dumna z tego kim chcesz mnie uczynić i czekam na spotkanie z tobą jak na nic nigdy w swoim całym życiu. U mnie wszystko w porządku, jestem cala i zdrowa i bezpieczna. Niedługo wybieram się z przyjaciółmi na wycieczkę, nie wiemy jeszcze gdzie wyruszymy, ale mamy nadzieje, ze wycieczka się uda. Wiem, że to głupie, że to nie jest odpowiedni czas na zwiedzanie. Niedługo właściwa strona wygra wojnę i zapanuje wreszcie odpowiedni porządek, w którym wreszcie będziemy mogli być szczęśliwi i nie będziemy miesili siedzieć w norze.”
                                                                           Kocham Cię nade wszystko H.

- Tu! Proszę dopisać, że Czarny Pan wygra wojnę. - wskazał palcem cenzor i zmrużył oczy patrząc na Herminę - szlamy na ogół nie trzymają strony ciemnej strony
- Trzyma się stronę strony, która ma szanse wygrać proszę pana, czy mogę już wysłać mój list? – spytała ze zniecierpliwieniem
- Przepraw jeszcze to co ci kazałem - postawił magiczna pieczątkę na pergaminie i oddał list dziewczynie - Co ja się mam, wszędzie szlamy i zdrajcy krwi, co za cholerna posada!
*****
Kiedy Hermiona przechadzała leniwie dookoła Nory Severus patrzył w niebo przed okazałym budynkiem Malfoy Mannor, który był już oficjalną kwaterą główną Czarnego Pana. Nie było godziny, w której nie pomyślałby o Hermionie, była jego narzeczoną, ale czy wciąż nią była? Czy nie zmieniła zdania? Wtedy, tamtej nocy kiedy była bitwa w powietrzu, wydawało mu się, że ją zobaczył. To nie był Potter, ani któryś półgłówek z reszty jego bandy, to była ona, mimo, że w ciele Pottera. Zdradziło ją spojrzenie, nikt nie patrzył na niego w ten sposób, nikt od bardzo bardzo dawna. Było to dziwne przeżycie, pełne miłości oczy Pottera, oczy Lily. Nigdy nie przypuszczał i nie marzył, że oczy Lily spojrzą jeszcze kiedyś na niego, że spojrzą właśnie w taki sposób. Jednak szybko pozbył się tej myśli, a jej miejsce zajęła myśl o spojrzeniu Hermiony, to było spojrzenie Hermiony, mimo, że oczami Lily, to z tego cieszył się najbardziej. Widział, że nikomu prócz Szalonookiego nic się nie stało, no może prócz tej nieszczęsnej Sectumsempry, ale musiał to zrobić. Kiedy tak patrzył w niebo i zastanawiał się nad tym, czy ona go jeszcze kocha zobaczył swojego starego przyjaciela z Hogwartu – kruka.
- Witaj stary druhu – powiedział Snape, gdy kruk usiadł na jego wyciągniętej dłoni – widzę, że masz dla mnie spory list jak na twoje gabaryty, któż to mógł do mnie napisać?
Wtedy myśl uderzyła go jak znienacka rzucony kamień, to był list od Hermiony! Zanim odwiązał go od nogi kruka przez głowę przebiegło mu tysiąc myśli, o tym jakie to było niebezpieczne dla niej, o tym jak jej się to udało, o tym, w końcu, co do niego napisała i dlaczego. Po chwili czytał już list, a z każdym następnym jego słowem wyraz twarzy Snapea zmieniał się, łagodniał i jaśniał. Wiedział co powinien teraz zrobić. Złożył list i wsadził go do kieszeni po czym pozornie leniwym krokiem podszedł do Averrego.
- Słuchaj, nudzi mi się trochę, nic się nie dzieje, chyba aportuję się do Londynu i trochę się zabawię, w razie czego, wiesz jak mnie odszukać – mruknął znudzonym głosem
- Jasne, ale jutro ja chcę mieć wychodne – odpowiedział mu Averry i ziewnął przeciągle
*****
Hermiona była poza domem dopiero jakieś dziesięć minut a Ginny już dawała jej znaki, że powinna wracać. Zawiedziona i zniechęcona spojrzała jeszcze raz w granatowe już na horyzoncie niebo i zawróciła się w stronę domu. Odwracając głowę napotkała jednak nie widok Nory, ale czarne oczy narzeczonego.
- Severus! – krzyknęła po czym szybko zatkała sobie usta dłonią – to naprawdę Ty?
- Naprawdę ja – odpowiedział i objął ją jak tylko umiał najczulej, a ona wtuliła twarz w jego klatkę piersiową
- Tak się cieszę, tak się cieszę – podniosła głowę i zaczęła go całować, gdzie tylko mogła, całowała jego usta i policzki i brodę i czoło i skronie – tak się cieszę , tak się cieszę
Zatkał jej usta długim namiętnym i gwałtownym pocałunkiem, a kiedy go przerwał zaczął mówić tak szybko i chaotycznie, że była w szoku.
- Przez ten cały cholerny miesiąc, ponad miesiąc, nie miałem pojęcia, co się z tobą dzieje, gdzie jesteś, jak się czujesz, co planujesz, miałem tylko nadzieję, że nie zmieniłaś zdania, że wciąż chcesz zostać moją żoną, jednak z każdym dniem ta nadzieja malała, bałem się coraz bardziej, że już nigdy cię nie zobaczę, kiedy Czarny Pan torturował mnie po fiasku powietrznej bitwy widziałem przed oczami tylko twoje spojrzenie, które rzuciłaś mi oczami Pottera, bałem się, że już cię nie dotknę, że już cię nie przytulę.
- Severusie, Severusie, ja z każdym dniem martwiłam się o ciebie coraz bardziej i tęskniłam coraz bardziej i coraz dalej odchodziłam od zmysłów, ale nigdy nie przyszło mi do głowy coś tak niedorzecznego, jak odwrócenie się od ciebie, bo ja jestem tobą , a ty jesteś mną i nie opuszczaj mnie, bo nie umiem żyć tam, gdzie cię nie ma – kiedy to mówiła patrzyła prosto w jego czarne oczy, które świeciły tylko dla niej – kocham cię ponad wszystko, ale zaraz muszę iść, Ginny jakiś czas temu już dawała mi sygnały, że czas się kończy.
- Nie rozumiem? – Severus podniósł jedną brew
- Jestem cały czas pilnowana, całą dobę, Zakon tylko czeka aż postanowisz się ze mną skontaktować, a wtedy…
- Nie martw się o mnie, nic mi nie będzie, ale o jaką wycieczkę ci chodziło? Gdzie się wybierasz? Wiesz jak jest teraz niebezpiecznie? Nie zezwalam na żadne szwendanie się, to wykluczone!
- Co?! Ale ja nie proszę cię o pozwolenie, to nie jest wyjście do Hogsmade – Hermiona była oburzona, ale nie umiała się długo gniewać więc rzuciła tylko – nie ważne, dziś nigdzie nie idę, dziś jestem w twoim ramionach – po czym przytuliła się do niego bardzo mocno.
- Lubię twój zapach, bardzo mi go brakowało – wymruczał w jej włosy – tęskniłem za tobą bardziej niż się spodziewałem, muszę ci jeszcze o czymś powiedzieć.
Odsunął się od niej na zaledwo kilkanaście centymetrów i nie patrząc jej w oczy powiedział cicho
- Zostałem nowym dyrektorem Hogwartu
Hermiona zakryła usta dłonią, a drugą dotknęła jego twarzy.
- Normalnie pogratulowałabym ci tego z całego serca, teraz jednak nie wiem co powiedzieć, wiem, że się nadajesz, wiem, że jesteś tam bardzo potrzebny, szkoda, że to się stało w takich okolicznościach…
- Skąd wiesz, że jestem niewinny? – spytał ją nagle i znów spojrzał jej prosto w oczy, jakby szukając odpowiedzi na swoje pytanie
- Bo ci ufam, znam cię, znam cię na tyle, że wiem, że nie zrobiłbyś czegoś takiego bez powodu i nie, nie pytam cię teraz o to co to był za powód, śpij spokojnie Sev, nie winię cię za nic, no może prócz tych kilku kilogramów które mi spadły i tych czarnych podkówek pod oczami i obgryzionych niemiłosiernie paznokci.
- Nie obgryzaj paznokci – na te słowa dziewczyna uśmiechnęła się na chwilę
- Sev, kiedy teraz się zobaczymy?
- Jak tylko dam radę. Posłuchaj, w domu Blacków jest obraz, to obraz dawnego dyrektora Hogwartu…
- Wiem o czyj obraz ci chodzi Sev i tak, już wpadłam na to, że muszę go zabrać i że ty masz teraz w gabinecie te wszystkie obrazy dyrektorów – Hermina bardzo z siebie dumna uśmiechnęła się szelmowsko
- Zawsze zastanawiało mnie to skąd u tak młodej dziewczyny tyle rozumu, w dodatku uczennicy Gryfindoru
- Sev darowałbyś sobie – Hermiona udawała obrażoną, a Severus udawał, że się tym przejął
- Przy tobie zdarza mi się zapominać o tym co się dzieje, nawet nie wiesz jak bardzo cię potrzebuję Hermiono.
- A ty nie wiesz jak mi cię brakuje, ale już muszę iść, nie chcę żeby coś złego cię tu spotkało. Pojutrze się do ciebie odezwę, mam nadzieje, że będzie chciał ze mną rozmawiać – Hermina spojrzała Severusowi głęboko w oczy – nie lubię kiedy cię nie ma
- Też tego nie lubię, bądź ostrożna, w razie czego wyślij mi swojego patronusa czy…
- Wszystko będzie dobrze, przecież nie idę na otwartą wojnę
- No nie wiem.
Kiedy zaczęli się całować na dowidzenia Ron stojący za domem przetarł oczy z niedowierzaniem.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

XXXII Pogrzeb



Kiedy Hermiona obudziła się było już rano. Na początku nie bardzo wiedziała gdzie się znajduje, potem odruchowo zaczęła szukać obok siebie Severusa, kiedy go nie znalazła otworzyła oczy i wszystko trafiło do niej z siłą eksplozji.
- O nie… - wyjęczała – to mi się nie śniło, to się zdarzyło naprawdę, to się dzieje naprawdę, niech to szlag!
Usiadła na łóżku i jeszcze raz spojrzała w stronę poduszki narzeczonego, dotknęła jej delikatnie, tak jakby ta się miała za chwilę rozpaść, westchnęła ciężko i podniosła się kręcąc głową. Jednocześnie chciała i nie chciała tu być, jednak nie było teraz czasu na tego typu rozważania, musiała zacząć działać. Wyszła z kwater Snapea i szybkim krokiem udała się do swojego dormitorium, jednak nikogo tam nie zastała. Było wyjątkowo cicho, za cicho jak na tę porę dnia. Domyśliła się, że pewnie wszyscy są teraz w Wielkiej Sali na śniadaniu, jednak nie było to typowe śniadanie. Panowała absolutna cisza, wszyscy byli nadzwyczajnie poważni. Nawet Ślizgoni zachowywali się wyjątkowo poprawnie. Hermina nie chciała przeszkadzać, więc stanęła przy drzwiach i nasłuchiwała.
- Jak mogłam o tym nie pomyśleć! – wysyczała i uderzyła się otwartą dłonią w czoło z cichym plaśnięciem – przecież skoro ktoś umarł to trzeba urządzić uroczystości pogrzebowe! To jest właśnie powód tej ciszy, mowa jest o pogrzebie, dlatego nikt nie waży się pisnąć!
W odpowiedzi na to usłyszała wściekłe prychnięcie.
- Psika! Już cię tu nie widzę! No idź stąd! Ale to już!
Jednak Pani Norris nigdzie się nie wybierała, a gdzie była kotka tam zaraz pojawiał się jej właściciel.
- Co ty se myślisz głupia dziewucho, że ona nie czuje? Że głupsza jest od ciebie? Co tu w ogóle robisz, nie powinnaś być przypadkiem tam gdzie wszyscy? – spytał Filch z podłym uśmieszkiem – łańcuchy, dyby, wbijanie drzazg za paznokcie, mam nadzieje, że następny dyrektor na to zezwoli…
Hermiona nie chciała się odzywać żeby nie zaogniać sytuacji. Każdy w zamku wiedział, że woźny jest niesamowicie wyczulony na punkcie swojej kotki, jednak niewielu wiedziało dlaczego. Mało osób znało prawdziwą historię Filcha i Pani Norris.
Poznali się w Hogwarcie, od początku było widać , że Filch nie nadawał się na czarodzieja, jednak on sam za nic w świecie nie chciał przyznać, że urodził się charłakiem. Andromeda Norris była natomiast bardzo zdolną i obiecującą uczennicą, a że miała również dobre serce pomagała mu jak tylko mogła pisząc za niego wypracowania i sporządzając eliksiry, na zaklęciach i transmutacji nie mogła już zbyt wiele zrobić. Filch został wydalony ze szkoły już po pierwszym roku, jednak pozwolono mu zamieszać w zamku do czasu aż dorośnie i znajdzie dla siebie odpowiednią posadę, co nie było łatwe biorąc pod uwagę niechęć czarodziejów do wszelkiej maści odmieńców. Przyjaźń jego i Andromedy wciąż miała się świetnie, dziewczyna nie przejmowała się tym, że Filch był jaki był. Z czasem przyjaźń przerodziła się w coś więcej. Po ukończeniu Hogwartu Andromeda zaczęła ubiegać się o posadę nauczyciela OPCM, nadawała się na nauczyciela, lubiła dzieci, poza tym chciała być jak najbliżej ukochanego, który objął niezbyt zaszczytną funkcję hogwarckiego woźnego. Młodzi nie chcieli czekać ze ślubem zbyt długo, poza tym marzyła im się wspólna kwatera w zamku, więc szybko ogłosili zaręczyny. Teraz pozostało tylko, albo aż, powiadomić o nich rodziców. Filch pamiętał ten dzień jak żaden inny. Andromeda założyła swoją najlepszą szatę, długie proste ciemne włosy związała w kucyk, nie malowała się, jej ojciec był bardzo zasadniczy, twierdził, że porządnej czarownicy malowanie się nie przystoi. Pod drzwiami wielkiego domu Norrisów Andromeda spojrzała na ukochanego swoimi dużymi piwnymi oczami i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, jednak zaraz okazało się jak bardzo się pomyliła. Ojciec, gdy dowiedział się o planach małżeńskich swojej córki wpadł w szał, matka rozpłakała się i trzasnęła drzwiami. Andromeda była jednak nieugięta, cały czas próbowała przekonać ojca o słuszności swojej decyzji. Pan Norris obawiał się wnuków charłaków, ale przede wszystkim ośmieszenia wśród znajomych i rodziny. Nie umiał znieść tego, że jego córka pokochała charłaka, który w dodatku został woźnym. Marzył mu się zięć, którym mógłby się chwalić na przyjęciach. Kiedy Filch odezwał się na chwilę i powiedział, że kocha Andromedę i chce być z nią do końca życia pan Norris uśmiechnął się złowieszczo i sięgnął za pazuchę. Kiedy wyciągnął różdżkę powiedział tylko, że właśnie umożliwia im wspólne życie aż do śmierci, a Andromeda stanie się zaraz tym, co kocha najbardziej. Błysnęło białe światło i zamiast Andromedy na dywanie stał kot, Filch nie zdążył nic zrobić, pan Norris popełnił za chwilę samobójstwo. Filch mimo, że był charłakiem wiedział, że ostatnie zaklęcie przed śmiercią jest absolutnie nieodwołalne, wiedział, że Andromeda nigdy nie będzie już człowiekiem. Nie chcąc sprawiać jej jeszcze większej przykrości podszedł do niej i wziął ją na ręce. W drodze do Hogwartu mówił jej tylko, że nigdy jej nie zostawi i że zawsze będą już razem, w Hogwarcie, tak jak planowali. To co się mu przytrafiło wywarło ogromny wpływ na jego charakter, stał się podły i mściwy, znienawidził czarodziejów, również za to, że nie umieli pomóc jego ukochanej. Mijały lata a oni dalej byli razem, mimo kociego ciała Andromeda miała wciąż ludzką duszę, z czasem nauczyli się ze sobą porozumiewać, jednak Filch nigdy nie przestał marzyć o ratunku dla ukochanej. Hermina pamiętała jak szalał z rozpaczy gdy kotka została spetryfikowana przez Bazyliszka, jak ścigał uczniów za robienie jej psikusów i jak tańczył z nią na balu. Właśnie pożałowała, że zwróciła się do Pani Norris jak do kota, jednak zaraz tłum wysypał się z Wielkiej Sali i odnalazła wzrokiem Harrego i Rona.
- Hermiono, gdzieś ty do cholery była? – zapytał ostrym głosem Ron – dzieją się bardzo ważne rzeczy, dziś pogrzeb, jesteś potrzebna, a ty włóczysz się gdzieś po błoniach czy Zakazanym Lesie!
- Cały czas byłam w zamku jeśli już tak bardzo chcesz wiedzieć. Trzeba było mnie zawołać, co, nie pamiętasz jak? – sięgnęła do kieszeni po fałszywego galeona
- Dajcie spokój – mruknął Harry – chodźmy lepiej na błonia, zaraz się wszystko zacznie.
Harry poszedł przodem, kiedy Hermiona uznała, że nie będzie w stanie niczego podsłuchać podeszła możliwie jak najbliżej Rona i spytała szeptem
- Ron, czy mi się wydaje, czy od Harrego czuć alkohol?
- Nie masz pojęcia ile wczoraj wypił. Strasznie przeżywa śmierć Dumbledora i ucieczkę Dracona i Snapea. Znasz go, nie cierpi siedzieć bezczynnie i czekać.
- Nie mogłeś go jakoś powstrzymać? – wysyczała wściekle dziewczyna
- Żartujesz? Chyba by mnie zavadował!
Hermiona zrobiła zrezygnowaną minę i westchnęła cicho ze smutkiem. Cały czas, od wczorajszego wieczoru, myślała o Severusie, ale rzadko w ten sposób, jako o mordercy dyrektora. Ron korzystając z tego, że nie odsunęła się od niego wziął ją za rękę i zaczął niezręcznie mówić o upływie czasu, nadziei i rychłym zwycięstwie. Hermiona nawet przez moment go nie słuchała, myślami była daleko stąd. Nie zabrała też swojej ręki. Nie przeszkadzało jej to, że ją trzyma a jemu najwidoczniej pomagało, więc niech i tak będzie, było jej wszystko jedno.
- Hermiono, Hermiono
- Oh, co mówisz, przepraszam, zamyśliłam się – spojrzała na Rona wzrokiem na wpół śpiącej osoby
- Mówię, żebyś zdjęła pierścionek – ścisnął jej rękę znacząco
- Ale ja nie zamierzam… - zaczęła, jednak nie pozwolił jej dokończyć
- Mówię o bezpieczeństwie, nie o zrywaniu zaręczyn.
- Ah, o to chodzi, myślisz, że ktoś mógłby? Wiesz o co mi chodzi – spojrzała na niego ze strachem w oczach
- Myślę, że potężny czarodziej jest w stanie wytropić Snapea po wibracjach jakie wydaje z siebie przedmiot naładowany tak silnym ładunkiem emocjonalnym i jeśli rzeczywiście miałoby miejsce takie tropienie to byłabyś w ogromnych tarapatach jako jego narzeczona. Nikt nie uwierzyłby, że nie miałaś o niczym pojęcia, Hermiono, Azkaban i te sprawy, rozumiesz? – spojrzał na nią z powagą wypisaną na twarzy
- Dzięki Ron, myślisz o wszystkim, zupełnie jak nie ty – uśmiechnęła się delikatnie – przystańmy na chwilę, zasłoń mnie.
W chwili gdy ściągała z palca pierścionek i zawieszała go na łańcuszku, który od zawsze nosiła na szyi, Ron myślał o tym ile jeszcze czasu upłynie do chwili, gdy ona zapomni całkowicie o Snapie i zwróci się w jego stronę, w ten szczególny sposób. Miłość różdżek nie przerażała go. Miał nadzieję, na szybkie zakończenie wojny. Jeśli Snape nie zginie w walce to aurorzy go wytropią i skażą na śmierć, wtedy magia różdżek przestanie dziać. Hermiona będzie zmuszona kupić sobie nową różdżkę, którą kiedyś w końcu skrzyżuje właśnie z nim. To miało sens, to było pocieszające, a on jej oczywiście wszystko wybaczy. Snape zniknie z powierzchni ziemi razem ze swoim panem i wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.
- Ron – Hermina złapała chłopaka za rękaw – odwieś się, hej!
- O co, co się stało? – Ron sprawiał wrażenie jakby właśnie został obudzony z głębokiego snu
- Idziemy, zaraz pogrzeb, nie możemy się przecież spóźnić, będzie mowa ministra o… - zająknęła się, miała nadzieję, że nie usłyszy ani słowa o Severusie
- Jestem z tobą Hermiono, czego byś tam nie usłyszała, to wiesz, że zawsze będę cię bronić – Ron objął ją na moment ramieniem, na co posłała mu wymuszony uśmiech.
- Dzięki Ron, za to, że przestałeś mnie oceniać i za… i w ogóle za wszystko – poklepała go po przyjacielsku po plecach.
Na pogrzebie usiedli wszyscy razem. Hermiona nie mogąc opanować łez wtulała się w szerokie ramiona Rona, podobnie jak Ginny w ramiona Harrego. Każda jej myśl mknęła w stronę Severusa. Nie bardzo czuła ciepło ciała Rona, za to on mimo sytuacji chłonął ją jak mógł nie wiedząc kiedy znów nadarzy mu się okazja do przytulenia, lub choćby dotknięcia jej. Kiedy oczyma wyobraźni oglądał ich wesele i gromadkę rudych piegowatych dzieci, ona cieszyła się, że wreszcie dał sobie z nimi spokój, że zaczął zachowywać się jak prawdziwy przyjaciel, tylko przyjaciel. Choćby ozłocił ja całą od stóp do głów z Severusem Snapem nie miał szans, z nim nikt nie miał szans. Nie w sercu Hermiony. Ginny spojrzała na nich na chwilę i przecząco pokiwała głową, jednak tylko Hermina mogła to zauważyć. Wiedziała co czuje Ron do jej przyjaciółki i wiedziała co jej przyjaciółka czuję do ich śmiertelnego wroga. Ginny zdawała sobie sprawę z tego, o czym Ron jako facet nie miał pojęcia. Severus był dla Hermiony tym najważniejszym i nie miała zamiaru z niego ot tak po prostu rezygnować. Hermina była przygotowana na walkę i na największe poświęcenie. Kiedy Ron uważał, że to już koniec Ginny wiedziała, że dla Hermiony to dopiero początek. Bardzo chciała ochronić brata, ale nie wiedziała jak i chyba nie było takiego sposobu.

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział XXXI A ciebie tu nie ma...

Spięłam się jak mogłam i zrobiłam to dla Was, jest kolejny rozdział, napisany dziś prawie w całości, mimo wieeeelu przeciwności. Uwielbiam Was, proszę o komentarze. Lubię ten rozdział, nawet bardzo, chyba zostanie jednym z moich ulubionych. Rdzeniem mojego opowiadania jest własnie niekanoniczność głownych postaci osadzonych w okolicznościach jak najbardziej wiernych oryginałowi:)





W czasie kiedy Snape zadręczał się słowami Harrego Pottera, w skrzydle szpitalnym Hogwartu zgromadzili się członkowie Zakonu Feniksa i część Gwardii Dumbledora. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli pod Wieżą Astronomiczną. Jednak jeszcze nikt nie wiedział, co na prawdę stało, wtedy glos zabrał Harry.
- To Snape zabił Dumbledora, wiem co mówię, byłem tam i widziałem wszystko- zaczął Harry bez ogródek - widziałem, jak dyrektor błagał go o litość, widziałem jak Snape rzuca Avadę, mogę dać wam wspomnienie, jeśli chcecie zobaczyć to w myślodsiewni, jeśli mi nie wierzycie, ale taka jest właśnie prawda - wszyscy milczeli i wpatrywali się w Chłopca Który Przeżył, a on opowiadał dalej - miał to zrobić Draco, wiedziałem ze coś knuje, od początku roku, ale nikt nie chciał mi uwierzyć, jednak Draco nie jest aż tak zły jak mi się zdawało, nie umiał tego zrobić, nie umiał zabić, więc zrobił to za niego Snape, dla niego to była bułka z masłem, zabić kogoś kto uważał go za przyjaciela, cały Snape, do samego końca fałszywy, oszukał was wszystkich, jednak nie mnie.
W tym czasie w głowie Hermiony toczyła się prawdziwa bitwa na uczucia i argumenty. Jedna jej część była za tym by nie wierzyć Harremu, by nawet nie zastanawiać się nad jego słowami, bo przecież Severus, jej Severus, nie mógł zrobić czegoś tak potwornego. Druga strona jednak była za tym, by rozważyć opowieść przyjaciela i pozwolić elementom układanki na znalezienie swoich miejsc i ułożenie się w całość, całość, która miała sens. Przecież już od miesięcy mówił jej, że będzie zmuszony zrobić coś strasznego, że nie może jej o niczym powiedzieć dla jej własnego dobra. Ich pożegnanie nie miało być pożegnaniem tylko na chwilę, na dzień lub dwa, to było pożegnanie na dłużej, obawiał się, że w niego zwątpi, błagał ją o to by wciąż w niego wierzyła, w niego i jego miłość, ich miłość. To co miało się wydarzyć było bardzo ważne i bardzo złe, wiedział, że nie zwątpiłaby w niego bez powodu, to właśnie o to chodziło, o śmierć dyrektora, o zabicie dyrektora. Hermina właśnie uświadomiła sobie to, że Severus rzeczywiście zabił Dumbledora, gdy do skrzydła szpitalnego, w którym wszyscy byli zgromadzeni, weszli państwo Wesley i Fleur.
- Mój synek, mój mały syneczek – Pani Wesley zaczęła lamentować zanim jeszcze doszła do łóżka swojego rannego syna
- Molly, ostrożnie - zwrócił jej uwagę Remus
- Myślisz Remusie, że może się na nas rzucić i nas zarazić?– spytała przerażonym głosem pani Wesley
Hermiona w tym momencie znów przestała interesować się tym, co działo się wokół niej i wróciła myślami do Severusa. Zastanawiała się, co takiego musiało się stać, co musiało zostać powiedziana i przez kogo, żeby zmusić go do popełnienia tak strasznej zbrodni. Widziała jak się męczył, widziała, że coś zżerało go od środka, że w jednej chwili potrafił zasmucić się i zamyślić bez wyraźnego powodu. Chciała mu pomóc, wtedy, chciała zdjąć z niego część tego co go tak przygniatało, jednak nigdy jej nie pozwolił, zawsze ją chronił. Wiedział, że szczerość by im nie pomogła, Hermiona nie mogła zabić Dumbledora za niego.
- Co? Ty myślisz, że on nie będzie mnie już chciał? – Krzyk Fleur wyrwał Herminę z zamyślenia i zmusił do zapoznania się z nową sytuacją. Nad łóżkiem Billa stały Felur i Molly gotowe w każdej chwili skoczyć sobie do oczu
- Co? Ty myślisz, że Bill nie będzie mnie już chciał, bo pogryzł go jakiś wilkołak, tak? – Fleur przytuliła się do narzeczonego bardzo mocno i z wielką determinacją w głosie oświadczyła wszystkim – on będzie mnie chciał choćby pogryzło go i stu wilkołaków!
- Ale to nie o to mi chodziło… Myślałam, że..- pani Wesley sama nie wiedziała czy powinna kończyć swoją wypowiedź
- Ty myślałaś, że ja mogę go przestać kochać? – oczy jasnowłosej dziewczyny zrobiły się okrągłe ze zdziwienia – Ja mogłabym go przestać kochać, bo pogryzł go wilkołak? Nigdy!
W tej właśnie chwili Hermina zrozumiała coś jeszcze. Zrozumiała potęgę słowa ‘nigdy’. Od tej chwili wiedziała, że nigdy w niego nie zwątpi, że nigdy nie przestanie wierzyć Severusowi , nie przestanie wierzyć w niego. Stanowczym krokiem podeszła do Harrego i pociągnęła go na drugi koniec Sali, z dala od ściskających się Wesley’ów.
- Harry, to nie było tak jak myślisz – zaczęła przyciszonym głosem – Severus musiał to zrobić, nie miał innego wyjścia, wysłuchaj mnie, on naprawdę nie jest taki, jak się wam wszystkim wydaję
- Hermio, chodź, pójdziemy na spacer po zamku, albo wyjdziemy na błonia, jest piękna ciepła czerwcowa noc, pójdziemy gdzie zechcesz, tylko chodź jak najszybciej zanim Harry wybuchnie – Ginny w porę zorientowała się w sytuacji i wyciągnęła przyjaciółkę na korytarz, zanim Harry czerwony ze złości jak burak zdążył coś powiedzieć.
- Ginny, ja wszystko zrozumiałam, poukładałam to sobie…
- Postradałaś zmysły!? – Twarz Ginny była już koloru jej włosów – Wierzę Harremu, nie skłamałby w tak ważnej sprawie jaką jest śmierć dyrektora!
- Ale ja nie twierdzę, że Harry kłamie! Ja próbuję ci właśnie powiedzieć, że Sev był do tego zmuszony, on został zmuszony do zabicia Dumbledora!
- Tylko powiedz mi przez kogo?
Hermiona chciała odpowiedzieć, ale zawahała się. Przecież nie powiedział jej tego, nie powiedział jej o niczym co miało związek z tą sprawą. Wiedziała, że jeśli Lord Voldemort kazałby zabić dyrektora to Severus mógłby obejść ten rozkaz, wiedziała, że miał wpływ na Voldemorta, czyli to nie było to, nie mogło być aż tak prosto.
- Ginny , nie wiem, naprawdę nie wiem, ale nie wierzę w to, że Severus może być aż tak zły, ja go znam, Ginny, ja go znam, ja go poznałam – Hermina rozpłakała się o osunęła po zimnej ścianie
- Czasami wydaje się nam, że kogoś znamy. On oszukał nas wszystkich, ciebie najbardziej, ale pomyśl, że sam Dumbledor dał się nabrać, więc nie wyrzucaj sobie teraz tego
- Nie o to chodzi Ginny, nie to mnie boli, że mnie oszukał, że czuję się tak potwornie zdradzona i zraniona- starsza Gryfonka schowała twarz w dłoniach i zaszlochała głośno
- Więc o co chodzi, powiedz mi o co chodzi, pozwól sobie pomóc – Ginny przyklękła przy przyjaciółce i próbowała odgadnąć jej minę
- Nie boli mnie to, że mnie oszukał, bo nie czuję się przez niego oszukana! Ginny! Boli mnie to, że nie mogłam mu pomóc kiedy cierpiał! Przez te wszystkie miesiące, kiedy przygotowywał mnie na to co miało się dziś stać, przez te wszystkie miesiące nie mogłam mu pomóc! On potrzebował mojej pomocy, a ja nie wiedziałam jak mu pomóc i tym samym nie mogłam mu pomóc!
- Dziewczyno, opamiętaj się, na Merlina! – przyjaciółka próbowała jakoś opanować sytuację, ale najwyraźniej sytuacja wymknęła się już spod kontroli – Hermino do cholery jasnej! On Zabił dyrektora, niech to wreszcie do ciebie trafi!
- Nigdy w niego nie zwątpię Ginny, nie proś mnie o to, naprawdę. – Hermina powiedziała to chyba bardziej do siebie niż do niej – Wierzę mu, wierzę mu całym sercem, on musiał mieć bardzo ważny powód.
- Już dobrze kochana, już dobrze – Ginny usiadła obok przyjaciółki o przytuliła ją do siebie – wszystko się ułoży, zobaczysz
- Wiem, wiem, że się ułoży, tylko tak strasznie za nim tęsknię, mimo, że widziałam go zaledwie wczoraj czuję jakby to był cały rok i do tego ta straszna świadomość, że nie byłam w stanie mu pomóc, może gdyby mi o wszystkim powiedział, może gdyby to z siebie wyrzucił, byłoby mu wtedy lżej, co o tym myślisz?
- Hermio, nie wiem co mam ci powiedzieć, bardzo martwi mnie twój stan, nie myślisz racjonalnie i boję się, że nie szybko zaczniesz myśleć w ogóle– Ginny starała się dobierać słowa bardzo ostrożnie, żeby już więcej nie urazić delikatnych uczuć zapłakanej dziewczyny – wiesz, czas leczy rany…
- Czas pokaże, że miałam rację, zobaczysz. Czuję w sobie jakąś dziwną pewność, co do intencji Severusa, poza tym, nawet nie było czasu żeby się pochwalić – Hermina podniosła dłoń na wysokość oczu przyjaciółki – Severus oświadczył mi się wczoraj wieczorem.
- Ohh, no…
- A ja się zgodziłam – uśmiechnęła się przez łzy
- Wiesz co, mimo wszystko, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chyba nie wypada mi powiedzieć nic innego jak gratuluję kochana, bez względna te okropne okoliczności, piękny pierścionek – Ginny skłamała jak umiała najlepiej
Hermina skinęła głową i powoli wstała opierając się o ścianę. Wytłumaczyła Ginny, że chce być teraz sama, chce iść na spacer i obiecała, że nie zrobi niczego głupiego. Ginny zgodziła się dać jej trochę wolności i dziewczyny rozdzieliły się, każda poszła w inne skrzydło zamku. Kiedy Ginny rozmyślała nad słowami Hermiony i zastanawiała się jak wybić jej z głowy narzeczonego, który był zdolny do najpotworniejszych zbrodni, Hermina bezwiednie zawędrowała do lochów Slytherinu. Stanęła zamyślona przed drzwiami do kwater Severusa i już miała zapukać, gdy uderzyło ją to, że nikt jej nie odpowie, że jego tam nie ma. Nie zastanawiając się długo sięgnęła po swoją różdżkę i jednym machnięciem zdjęła wszystkie zaklęcia zabezpieczające. W środku zaskoczył ją niesamowity spokój, tak jakby wszystko co się wydarzyło dziś w nocy ominęło te pomieszczenia.
- Lumos – wyszeptała bojąc się spłoszyć atmosferę
Powoli zaczęła przechadzać się po pomieszczeniach. Dotknęła jego biurka i krzesła na którym zwykle siedział gdy sprawdzał prace domowe, spojrzała na mocno przebrane zbiory ingrediencji w pracowni. W salonie przyjrzała się bliżej kominkowi, Severus lubił patrzeć na ognień, ale teraz kominek był pusty i zimny. Usiadła na moment na kanapie i spojrzała w stronę drzwi prowadzących do sypialni.
- Czy powinnam tam wchodzić? – spytała się siebie głośno i uderzyła ją cisza, tak jakby spodziewała się odpowiedzi – Severusie, daj mi chociaż jakiś znak, że wszystko jest w porządku!
Znaku jednak nie było, ale wiedziała, że jej różdżka działa prawidłowo, czyli Severus wciąż żył, że różdżka nie drży, czyli nie potrzebował pomocy. Wiedziała, że wszystko jest w porządku, jednak wiedziała, że wcale nie było. Była to sytuacja i stan, którego nie umiała wyjaśnić. Położyła się na jego łóżku, które bardzo często bywało ich wspólnym łóżkiem. Przytuliła się do jego poduszki i wciągnęła jego zapach.
- Jak to jest, że ja tu jestem a ciebie nie ma, a ciebie tu nie ma… Tak bardzo cię kocham, tak bardzo cię kocham – rozpłakała się po raz kolejny.