sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział XXXI A ciebie tu nie ma...

Spięłam się jak mogłam i zrobiłam to dla Was, jest kolejny rozdział, napisany dziś prawie w całości, mimo wieeeelu przeciwności. Uwielbiam Was, proszę o komentarze. Lubię ten rozdział, nawet bardzo, chyba zostanie jednym z moich ulubionych. Rdzeniem mojego opowiadania jest własnie niekanoniczność głownych postaci osadzonych w okolicznościach jak najbardziej wiernych oryginałowi:)





W czasie kiedy Snape zadręczał się słowami Harrego Pottera, w skrzydle szpitalnym Hogwartu zgromadzili się członkowie Zakonu Feniksa i część Gwardii Dumbledora. Wszyscy byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli pod Wieżą Astronomiczną. Jednak jeszcze nikt nie wiedział, co na prawdę stało, wtedy glos zabrał Harry.
- To Snape zabił Dumbledora, wiem co mówię, byłem tam i widziałem wszystko- zaczął Harry bez ogródek - widziałem, jak dyrektor błagał go o litość, widziałem jak Snape rzuca Avadę, mogę dać wam wspomnienie, jeśli chcecie zobaczyć to w myślodsiewni, jeśli mi nie wierzycie, ale taka jest właśnie prawda - wszyscy milczeli i wpatrywali się w Chłopca Który Przeżył, a on opowiadał dalej - miał to zrobić Draco, wiedziałem ze coś knuje, od początku roku, ale nikt nie chciał mi uwierzyć, jednak Draco nie jest aż tak zły jak mi się zdawało, nie umiał tego zrobić, nie umiał zabić, więc zrobił to za niego Snape, dla niego to była bułka z masłem, zabić kogoś kto uważał go za przyjaciela, cały Snape, do samego końca fałszywy, oszukał was wszystkich, jednak nie mnie.
W tym czasie w głowie Hermiony toczyła się prawdziwa bitwa na uczucia i argumenty. Jedna jej część była za tym by nie wierzyć Harremu, by nawet nie zastanawiać się nad jego słowami, bo przecież Severus, jej Severus, nie mógł zrobić czegoś tak potwornego. Druga strona jednak była za tym, by rozważyć opowieść przyjaciela i pozwolić elementom układanki na znalezienie swoich miejsc i ułożenie się w całość, całość, która miała sens. Przecież już od miesięcy mówił jej, że będzie zmuszony zrobić coś strasznego, że nie może jej o niczym powiedzieć dla jej własnego dobra. Ich pożegnanie nie miało być pożegnaniem tylko na chwilę, na dzień lub dwa, to było pożegnanie na dłużej, obawiał się, że w niego zwątpi, błagał ją o to by wciąż w niego wierzyła, w niego i jego miłość, ich miłość. To co miało się wydarzyć było bardzo ważne i bardzo złe, wiedział, że nie zwątpiłaby w niego bez powodu, to właśnie o to chodziło, o śmierć dyrektora, o zabicie dyrektora. Hermina właśnie uświadomiła sobie to, że Severus rzeczywiście zabił Dumbledora, gdy do skrzydła szpitalnego, w którym wszyscy byli zgromadzeni, weszli państwo Wesley i Fleur.
- Mój synek, mój mały syneczek – Pani Wesley zaczęła lamentować zanim jeszcze doszła do łóżka swojego rannego syna
- Molly, ostrożnie - zwrócił jej uwagę Remus
- Myślisz Remusie, że może się na nas rzucić i nas zarazić?– spytała przerażonym głosem pani Wesley
Hermiona w tym momencie znów przestała interesować się tym, co działo się wokół niej i wróciła myślami do Severusa. Zastanawiała się, co takiego musiało się stać, co musiało zostać powiedziana i przez kogo, żeby zmusić go do popełnienia tak strasznej zbrodni. Widziała jak się męczył, widziała, że coś zżerało go od środka, że w jednej chwili potrafił zasmucić się i zamyślić bez wyraźnego powodu. Chciała mu pomóc, wtedy, chciała zdjąć z niego część tego co go tak przygniatało, jednak nigdy jej nie pozwolił, zawsze ją chronił. Wiedział, że szczerość by im nie pomogła, Hermiona nie mogła zabić Dumbledora za niego.
- Co? Ty myślisz, że on nie będzie mnie już chciał? – Krzyk Fleur wyrwał Herminę z zamyślenia i zmusił do zapoznania się z nową sytuacją. Nad łóżkiem Billa stały Felur i Molly gotowe w każdej chwili skoczyć sobie do oczu
- Co? Ty myślisz, że Bill nie będzie mnie już chciał, bo pogryzł go jakiś wilkołak, tak? – Fleur przytuliła się do narzeczonego bardzo mocno i z wielką determinacją w głosie oświadczyła wszystkim – on będzie mnie chciał choćby pogryzło go i stu wilkołaków!
- Ale to nie o to mi chodziło… Myślałam, że..- pani Wesley sama nie wiedziała czy powinna kończyć swoją wypowiedź
- Ty myślałaś, że ja mogę go przestać kochać? – oczy jasnowłosej dziewczyny zrobiły się okrągłe ze zdziwienia – Ja mogłabym go przestać kochać, bo pogryzł go wilkołak? Nigdy!
W tej właśnie chwili Hermina zrozumiała coś jeszcze. Zrozumiała potęgę słowa ‘nigdy’. Od tej chwili wiedziała, że nigdy w niego nie zwątpi, że nigdy nie przestanie wierzyć Severusowi , nie przestanie wierzyć w niego. Stanowczym krokiem podeszła do Harrego i pociągnęła go na drugi koniec Sali, z dala od ściskających się Wesley’ów.
- Harry, to nie było tak jak myślisz – zaczęła przyciszonym głosem – Severus musiał to zrobić, nie miał innego wyjścia, wysłuchaj mnie, on naprawdę nie jest taki, jak się wam wszystkim wydaję
- Hermio, chodź, pójdziemy na spacer po zamku, albo wyjdziemy na błonia, jest piękna ciepła czerwcowa noc, pójdziemy gdzie zechcesz, tylko chodź jak najszybciej zanim Harry wybuchnie – Ginny w porę zorientowała się w sytuacji i wyciągnęła przyjaciółkę na korytarz, zanim Harry czerwony ze złości jak burak zdążył coś powiedzieć.
- Ginny, ja wszystko zrozumiałam, poukładałam to sobie…
- Postradałaś zmysły!? – Twarz Ginny była już koloru jej włosów – Wierzę Harremu, nie skłamałby w tak ważnej sprawie jaką jest śmierć dyrektora!
- Ale ja nie twierdzę, że Harry kłamie! Ja próbuję ci właśnie powiedzieć, że Sev był do tego zmuszony, on został zmuszony do zabicia Dumbledora!
- Tylko powiedz mi przez kogo?
Hermiona chciała odpowiedzieć, ale zawahała się. Przecież nie powiedział jej tego, nie powiedział jej o niczym co miało związek z tą sprawą. Wiedziała, że jeśli Lord Voldemort kazałby zabić dyrektora to Severus mógłby obejść ten rozkaz, wiedziała, że miał wpływ na Voldemorta, czyli to nie było to, nie mogło być aż tak prosto.
- Ginny , nie wiem, naprawdę nie wiem, ale nie wierzę w to, że Severus może być aż tak zły, ja go znam, Ginny, ja go znam, ja go poznałam – Hermina rozpłakała się o osunęła po zimnej ścianie
- Czasami wydaje się nam, że kogoś znamy. On oszukał nas wszystkich, ciebie najbardziej, ale pomyśl, że sam Dumbledor dał się nabrać, więc nie wyrzucaj sobie teraz tego
- Nie o to chodzi Ginny, nie to mnie boli, że mnie oszukał, że czuję się tak potwornie zdradzona i zraniona- starsza Gryfonka schowała twarz w dłoniach i zaszlochała głośno
- Więc o co chodzi, powiedz mi o co chodzi, pozwól sobie pomóc – Ginny przyklękła przy przyjaciółce i próbowała odgadnąć jej minę
- Nie boli mnie to, że mnie oszukał, bo nie czuję się przez niego oszukana! Ginny! Boli mnie to, że nie mogłam mu pomóc kiedy cierpiał! Przez te wszystkie miesiące, kiedy przygotowywał mnie na to co miało się dziś stać, przez te wszystkie miesiące nie mogłam mu pomóc! On potrzebował mojej pomocy, a ja nie wiedziałam jak mu pomóc i tym samym nie mogłam mu pomóc!
- Dziewczyno, opamiętaj się, na Merlina! – przyjaciółka próbowała jakoś opanować sytuację, ale najwyraźniej sytuacja wymknęła się już spod kontroli – Hermino do cholery jasnej! On Zabił dyrektora, niech to wreszcie do ciebie trafi!
- Nigdy w niego nie zwątpię Ginny, nie proś mnie o to, naprawdę. – Hermina powiedziała to chyba bardziej do siebie niż do niej – Wierzę mu, wierzę mu całym sercem, on musiał mieć bardzo ważny powód.
- Już dobrze kochana, już dobrze – Ginny usiadła obok przyjaciółki o przytuliła ją do siebie – wszystko się ułoży, zobaczysz
- Wiem, wiem, że się ułoży, tylko tak strasznie za nim tęsknię, mimo, że widziałam go zaledwie wczoraj czuję jakby to był cały rok i do tego ta straszna świadomość, że nie byłam w stanie mu pomóc, może gdyby mi o wszystkim powiedział, może gdyby to z siebie wyrzucił, byłoby mu wtedy lżej, co o tym myślisz?
- Hermio, nie wiem co mam ci powiedzieć, bardzo martwi mnie twój stan, nie myślisz racjonalnie i boję się, że nie szybko zaczniesz myśleć w ogóle– Ginny starała się dobierać słowa bardzo ostrożnie, żeby już więcej nie urazić delikatnych uczuć zapłakanej dziewczyny – wiesz, czas leczy rany…
- Czas pokaże, że miałam rację, zobaczysz. Czuję w sobie jakąś dziwną pewność, co do intencji Severusa, poza tym, nawet nie było czasu żeby się pochwalić – Hermina podniosła dłoń na wysokość oczu przyjaciółki – Severus oświadczył mi się wczoraj wieczorem.
- Ohh, no…
- A ja się zgodziłam – uśmiechnęła się przez łzy
- Wiesz co, mimo wszystko, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chyba nie wypada mi powiedzieć nic innego jak gratuluję kochana, bez względna te okropne okoliczności, piękny pierścionek – Ginny skłamała jak umiała najlepiej
Hermina skinęła głową i powoli wstała opierając się o ścianę. Wytłumaczyła Ginny, że chce być teraz sama, chce iść na spacer i obiecała, że nie zrobi niczego głupiego. Ginny zgodziła się dać jej trochę wolności i dziewczyny rozdzieliły się, każda poszła w inne skrzydło zamku. Kiedy Ginny rozmyślała nad słowami Hermiony i zastanawiała się jak wybić jej z głowy narzeczonego, który był zdolny do najpotworniejszych zbrodni, Hermina bezwiednie zawędrowała do lochów Slytherinu. Stanęła zamyślona przed drzwiami do kwater Severusa i już miała zapukać, gdy uderzyło ją to, że nikt jej nie odpowie, że jego tam nie ma. Nie zastanawiając się długo sięgnęła po swoją różdżkę i jednym machnięciem zdjęła wszystkie zaklęcia zabezpieczające. W środku zaskoczył ją niesamowity spokój, tak jakby wszystko co się wydarzyło dziś w nocy ominęło te pomieszczenia.
- Lumos – wyszeptała bojąc się spłoszyć atmosferę
Powoli zaczęła przechadzać się po pomieszczeniach. Dotknęła jego biurka i krzesła na którym zwykle siedział gdy sprawdzał prace domowe, spojrzała na mocno przebrane zbiory ingrediencji w pracowni. W salonie przyjrzała się bliżej kominkowi, Severus lubił patrzeć na ognień, ale teraz kominek był pusty i zimny. Usiadła na moment na kanapie i spojrzała w stronę drzwi prowadzących do sypialni.
- Czy powinnam tam wchodzić? – spytała się siebie głośno i uderzyła ją cisza, tak jakby spodziewała się odpowiedzi – Severusie, daj mi chociaż jakiś znak, że wszystko jest w porządku!
Znaku jednak nie było, ale wiedziała, że jej różdżka działa prawidłowo, czyli Severus wciąż żył, że różdżka nie drży, czyli nie potrzebował pomocy. Wiedziała, że wszystko jest w porządku, jednak wiedziała, że wcale nie było. Była to sytuacja i stan, którego nie umiała wyjaśnić. Położyła się na jego łóżku, które bardzo często bywało ich wspólnym łóżkiem. Przytuliła się do jego poduszki i wciągnęła jego zapach.
- Jak to jest, że ja tu jestem a ciebie nie ma, a ciebie tu nie ma… Tak bardzo cię kocham, tak bardzo cię kocham – rozpłakała się po raz kolejny.

4 komentarze:

  1. Jestes wspaniala! Super rozdzial! Mam jutro olimpiade z polaka, ide cwiczyc!

    Mary Jane

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki:) Oho to napisz jak poszla olimpiada:)
    FF

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kolejną część !! ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. W środe powinna być, polowe już mam:)

    OdpowiedzUsuń